Z Mui Ne wyjechać było ciężko. Spodobał nam się chill, relax i nicnierobienie. Ostatecznie zostaliśmy dzień dłużej niż planowaliśmy :). Czas jednak leci nieubłaganie i niedługo nasza wiza wygaśnie więc chcąc nie chcąc ruszyliśmy dalej.
Kolejny nasz cel to delta Mekongu. Wody najważniejszej rzeki w Azji południowo-wschodniej po pokonaniu 4880km z Tybetu trafiają wreszcie do Morza Południowochińskiego. Delta jest wielką równiną o obszarze ok. 58 tys. km², w której Mekong rozdziela się na kilka większych odnóg i niezliczoną ilość mniejszych. Niezwykle żyzne tereny stanowią spichlerz Wietnamu oraz jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych.
W deltę można się wybrać zorganizowaną wycieczką. Z tego co się zorientowaliśmy wygląda to podobnie do wycieczki po Inle w Mjanmie. Czyli płynie się łódką po różnych kanałach i odnogach rzeki. Po drodze jest mnóstwo przystanków na 5 minutowy pokaz robienia srebra, tkanin, bambusowych wyrobów itp połączony oczywiście z możliwością zakupu wspomnianych produktów. Można zobaczyć wioski na wodzie i rybaków łowiących ryby.
Jak łatwo się domyśleć nie skorzystaliśmy z żadnej takiej oferty i do delty pojechaliśmy naszym motocyklem na własną rękę i trochę na ślepo. Delta to wielki obszar więc trochę losowo obraliśmy za cel prowincję Tra Vinh ok. 100 km za Sajgonem. Na mapie w tej prowincji było więcej kanałów i wody niż lądu i to nas zaciekawiło.
Jechaliśmy tam z Mui Ne półtorej dnia, ale było warto! Mijaliśmy różne miasteczka usytuowane nad rzeką. Widać, że Mekong stanowi tutaj zarówno źródło pożywienia jak i wygodny środek transportu. Jeździliśmy motocyklem po bardzo wąskich lokalnych drogach. Wzdłuż drogi ciągnęły się kanały i piękne pola ryżowe po horyzont. Przejeżdżaliśmy też pomiędzy plantacjami bananowymi i małymi lokalnymi wioskami. Bardzo miły i sielankowy klimat. Taka kolorowa prowincja jak w filmach. Ludzie uśmiechnięci patrzyli na nas z lekkim zdziwieniem i zainteresowaniem, nikomu nigdzie się zbytnio nie spieszyło, ryż spokojnie rósł, a banany dojrzewały. Gdzieniegdzie ktoś łowił ryby czy pasł bydło. Dało się też odczuć, że rzeka jest ważnym kanałem transportowym, głównie produktów rolnych, drzewa, siana. Z jednej strony nic szczególnego nie zobaczyliśmy, ciężko wskazać jakieś konkretne miejsce, jednak sam klimat delty był wart podróży.
Z Delty pojechaliśmy do Sajgonu. Ho Chi Minh – bo tak obecnie nazywa się to wielkie 7-milionowe miasto. Po spokojnej i sielankowej delcie Mekongu zostaliśmy porażeni ogromem, hałasem i drogowym chaosem. Nigdzie, nawet w Hanoi nie widzieliśmy tylu skuterów i takich korków. Jazda na motocyklu była utrapieniem. Samo miasto jest nowoczesne. Duże ulice, jeszcze większe wieżowce, ładna zabudowa, iluminacje świetlne. Jednocześnie bardzo głośne i upalne. Wysoka temperatura i lepkie powietrze sprawiają, że nawet krótki spacer nie jest wielką przyjemnością. Z każdej strony dociera do nas milion bodźców. Świecące neony, nieustające klaksony samochodów i motocykli, Wietnamczycy sprzedający dosłownie wszystko itd. itp.
Byliśmy również w muzeum Wojny Amerykańskiej (jak jest tutaj nazywana) czyli Wojny Wietnamskiej (jak jest nazywana u nas). Było to interesujące i mocne przeżycie. Ale ta wojna i ogólnie historia Wietnamu XX wieku jest bardzo ciekawa, więc poświęcę na to osobny post za jakiś czas :).
Z Ho Chi Minh czas wyruszyć na granicę. Ponieważ.. uwaga.. nasz motocykl od przyjazdu do Mui Ne nie zepsuł się ani razu postanowiliśmy nie sprzedawać go w Sajgonie tylko zabrać w dalszą podróż i przejechać na nim Kambodżę. Oby okazał się to dobry wybór.
Super masz więcej informacji o zwiedzaniu Sajgonu
Jak możesz napisz do minie przemyslawglowacki@o2.pl