Moją pierwszą destynacją w Mongolii była stolica – Ułan Bator. Oprócz zwiedzania miasta chciałem również wyrobić wizę chińską w lokalnej ambasadzie.
Z granicy do Ułan Bator droga wiedzie przez piękne stepowe doliny otoczone wzgórzami. Zazwyczaj nic w nich nie ma poza dużymi stadami krów, owiec i koni oraz kilkoma jurtami. Piekny widok.
Samo miasto przypomina inne stolice krajów rozwijających się. Centrum bardzo ładne i zadbane, mnóstwo wieżowców i drogich hoteli. Obrzeża biedne, w ruinie i bez asfaltu. Bardzo dużo rozpoczętych inwestycji budowlanych, widać, że miasto się rozwija. Jednocześnie trochę deszczu potrafi sprawić, że ulice i chodniki są totalnie zatopione i przemieszczanie się z suchymi butami graniczy z cudem.
W mieście jest mnóstwo samochodów, potężne korki i kierowcy, którzy chyba nigdy nie słyszeli o zasadach ruchu drogowego. Każdy jeździ jak chce, wpycha się, nikt nikomu nie ustępuje drogi, swoje miejsce trzeba sobie wywalczyć. To, że masz zielone światło i jesteś już na zebrze wcale nie oznacza, że samochody Cię przepuszczą.
Ale miasto ma sporo smaczków, miłych dla oka miejsc.
Warto jeszcze wspomnieć, że Mongolia ma powierzchnię 5 razy większą od Polski, a jej populacja liczy zaledwie 3 mln ludzi. Z czego jedna trzecia żyje w stolicy. Czyli bierzemy mieszkańców Warszawy i Krakowa i rozsiewamy po obszarze od Polski po Francję. Tak wygląda gęstość zaludnienia w Mongolii. 🙂
Ciekawa jest również kuchnia Mongolska. Prawie wszystkie dania są na bazie baraniny. Na obiad można zjeść zupę z baraniną, warzywami i ziemniakami, na kolacje makaron z warzywami i baraniną, a na śniadanie mleko z pierogami z baraniną. Baranina tutaj jest najtańszym mięsem. Za to drób jest niesłychanie drogi. Troszkę droższa od baraniny jest wołowina, natomiast wieprzowina to już wyższa półka cenowa. Zupełnie odwrotnie niż w Polsce. Ale powód jest prozaiczny. Tutejsze rolnictwo opiera się na pasterstwie. Hoduje się zwierzęta, które swobodnie pasą się na stepach. Nie ma natomiast zagród i stacjonarnych gospodarstw. Dlatego tanie i powszechne są owce i krowy.
W Ułan Bator zatrzymałem się u pewnej zamożnej rodziny, która dała mi popróbować mongolskiej kuchni. Opowiedzieli też trochę o Mongolii. Co ważne, przetłumaczyli mi na mongolski list autostopowy. Tutaj po wyciągnęciu kciuka zatrzymuje się co drugie auto, jednak przeważająca większość rząda opłaty za przejazd. A bariera językowa jest spora. Mongolski nie jest podobny do żadnego znanego mi języka. Dlatego też po zatrzymaniu samochodu pokazuję kierowcy list, w którym jest napisane, że podrózuję autostopem, nie mam za wiele pieniędzy i czy może mnie zabrać za darmo. Jak na razie działa idealnie 🙂
W Ułan Bator odwiedziłem chińską ambasadę. Wnioskowałem o dwuwjazdową wizę do chin, co pozwoliłoby mi spędzić w tym kraju dwa miesiące i dodatkowo zobaczyć Hongkong. Niestety po 3h stania w kolejkach i dużego chaosu Pani w okienku uznała, że nie ma powodu aby przyznać mi więcej niż zwykłą jednomiesięczną wizę. No trudno. Paszport do odbioru za kilka dni, a ja w tym czasie jadę do Parku Narodowego Terelj.
Na koniec jeszcze jedno, moim zdaniem całkiem niezłe zdjęcie jakie udało mi się zrobić. W żaden sposób nie jest obrabiane. Prosto z aparatu. Co myślicie?