Podsumować Laos nie jest łatwo, gdyż oboje z Pauliną mamy bardzo mieszane uczucia. Mowa oczywiście o ludziach, bo widoki robią niesamowite wrażenie. Natomiast laotańczycy nie przypadli nam do gustu. Zwłaszcza Ci „skażeni“ turystyką są opryskliwi i niemili, co do tej pory nie zdarzyło nam się nigdzie indziej w Azji. Nawet mieszkańcy małych wiosek byli w stosunku do nas chłodni i brakowało życzliwości, czy uśmiechu. Czuliśmy również, że chcą z nas zedrzeć pieniądze bardziej niż w innych krajach. Tylko w Laosie widziałem, aby kobieta ubrana w strój etniczny zażądała pieniędzy za oglądanie monet na jej głowie.
Oczywiście były pozytywne wyjątki, jednak niesmak pozostał. Być może trafiliśmy w Laosie na niewłaściwych ludzi. Każda opinia i odczucie są subiektywne i bazują na kilku konkretnych przeżyciach. Być może dla kogoś innego Laotańczycy są miłym i otwartym narodem.
Zastanawialiśmy się, co może być powodem takiego zachowania ludzi. Jedyne co nam przyszło do głowy to Laotańska Wojna Domowa toczona w latach 1953 – 1975. Wojna ta przerodziła się w walkę zewnętrznych mocarstw, chcących uzyskać wpływy w regionie. Z jednej strony Wietnam i Chiny, a z drugiej Stany Zjednoczone, nieoficjalnie, poprzez różne operacje pod nadzorem CIA. W rezultacie szacuje się, że w latach 1964 – 1973 na Laos amerykanie zrzucili 2 miliony ton bomb. Średnio nalot bombowca B-52 co 8 minut! Przez 9 lat! Dodatkowo 30% bomb nie wybuchło i zalega do tej pory laotańskie lasy. Z tych bomb mieszkańcy zaczęli robić sztućce i inne potrzebne artykuły, a później również ozdoby dla turystów. Pomyśleliśmy więc, że być może ludzie lokalni kojarzą białych właśnie z tą inwazją i bombami. Innego wyjaśnienia ich oziębłości w stosunku do nas nie widzimy…
Jedzenie w Laosie jest podobne do sąsiednich krajów. Bazuje na ryżu i zupie z ryżowym makaronem. Jedyna nowość to bagietki i pasztet, o których już pisałem. Pojawiły się również (podobnie jak na pobliskim południu Chin) różnego rodzaju robaki, insekty, ropuchy czy szczury.
Laos mimo bogactwa pojedynczych osób jest ciągle biednym krajem. Bardzo korzysta się z natury i dżungli. Gdy przejeżdżaliśmy przez to państwo był akurat sezon na zbieranie i suszenie witek, z których powstają miotły. Było tego tak dużo, że spokojnie mogliby wysprzątać cały Laos ze śmieci 😉
No właśnie.. Śmieci to niestety problem w większości krajów Azji. Laos nie jest lepszy. Śmieci po prostu się wyrzuca… na chodnik, na pobocze, do rowu. Często też się nimi pali. Pewnego razu łapaliśmy stopa w deszczu… deszczu spopielonych śmieci z pobliskiego wysypiska. Zapach też był przedni… Na zdjęciu poniżej mnisi buddyjscy wyrzucają całą ciężarówkę śmieci do rowu.
Jeśli już o mnichach mowa to w Laosie jest ich na prawdę sporo. Często rodzice oddają dzieci do klasztorów, gdyż tam mogą dostać darmową edukację. Część z nich wraca do rodzin, część zostaje w zakonie. To co nam się bardzo nie podobało to sposób „pracy“ mnichów. Nie tylko w Laosie ale w całej południowo-wschodniej Azji. Mnisi po prostu chodzą po sklepach, domach i firemkach i proszą o jałmużnę. I tak codziennie. I wyobraźcie sobie, że macie sklepik i kilka razy dziennie przychodzą mnisi z różnych świątyń i trzeba im dać albo jakieś przedmioty albo pieniądze. W Laosie urosło to do takiego stopnia, że ludzie wstają wcześnie rano i klęczą z darami na chodnikach a mnisi przechodzą i wybierają dary jakie chcą. Na załączonym zdjęciu jest spis rzeczy, które można kupić, aby o świcie wręczyć mnichom…
Chciałbym zakończyć posta trochę weselej, bo przecież Azja ciągle nas bawi i zaskakuje na każdym kroku. Dlatego poniżej trzy ciekawe zdjęcia.
Pierwsze pochodzi z Vang Vieng. W całym mieście była chyba jedna osoba umiejąca pisać po angielsku, i każdy stragan ma takie samo menu, tą samą czcionką 🙂
Na kolejnym zdjęciu salon golibrody o zachęcającym wyglądzie :]
Ostatnie to ulubiona rzecz Azjatów… Czyli muzyka i karaoke. Chata może ledwo stać na nogach, firma ledwie prosperować, ale duża kolumna ze wzmacniaczem do Karaoke musi być obowiązkowo przy każdym budynku, aby wieczorem wziąć udział w konkursie, kto ma najgłośniejszy sprzęt na ulicy:)