Przebrnęliśmy przez granicę laotańsko-wietnamską wysoko w górach z sympatycznymi laotańczykami, którzy trochę nas uratowali, bo sam dystans między jedną granicą a drugą wynosił dobre kilka kilometrów, a do cywilizacji mieliśmy kolejne 30.
Od razu ruszyliśmy w stronę Sapy – kurortu górskiego położonego niedaleko granicy z Chinami, na samej północy Wietnamu. Droga najpierw wiodła przez góry, potem pięknymi dolinami z polami ryżowymi, aby znów wspinać się wysoko w góry. Po drodze mijaliśmy znowu piękne krajobrazy, góry, rzeki, tamy, malowniczo położone miasteczka i wioski. Stop zaczął działać o niebo lepiej, choć ruch był niewielki i zdarzały się długie zastoje. Znacząco wzrosła liczba skuterów – chyba już symbol Wietnamu.
Zmienili się również ludzie. Każdy przejeżdżający człowiek na skuterze krzyczał do nas „Hello!“, ale było to zupełnie bezinteresowne przywitanie i nawet nie czekając na odpowiedź przejeżdżał obok. Wszyscy się uśmiechali i machali do nas. Coś pięknego!
Pierwszego wieczoru po przekroczeniu granicy wylądowaliśmy w jakiejś niewielkiej wiosce. Jak się okazało, tego dnia wypadał Tet – wietnamski (a także chiński) Nowy Rok. Jego data jest płynna, opiera się na kalendarzu lunarnym (księżycowym). Nowy rok wypada w nów najbliżej połowy pomiędzy przesileniem zimowym a równonocą wiosenną. Jest hucznie obchodzony w Chinach, Wietnamie, Laosie i pewnie kilku innych krajach.
Z tej okazji zostaliśmy zaproszeni na imprezę. Duża kolacja z samymi młodymi ludźmi i sporą ilością wódki ryżowej. Widać było, że jest to ważne święto w ich kulturze i praktycznie cała wioska spotykała się i świętowała. Z tej imprezy zaciągnięto nas na drugą, gdzie również ugoszczono nas suto zastawionym stołem, a właściwie podłogą. Wietnamie, jakże pięknie nas przywitałeś! 😀
Najedzeni i napojeni rozłożyliśmy namiot za wioską.
Następnego dnia zrozumieliśmy, że nowy rok to święto nie jednodniowe, a tygodniowe. Przez pół dnia jechaliśmy z kierowcą, który odwiedzał po drodze wszystkich swoich znajomych i zawsze była to wielka biesiada solidnie zakrapiania. Co ciekawe, wódkę piło się z konkretnymi osobami i kończyło się zawsze uściskiem ręki i życzeniami szczęśliwego nowego roku itp. Odwiedziliśmy w ten sposób cztery lub pięć imprez i o mało co nie pękliśmy z przejedzenia i przepicia;)
Do Sapy dojechaliśmy więc w wesołych nastrojach :D. Miasteczko jest głównym górskim miejscem wypadowym w Wietnamie, założone przez francuzów w czasach kolonialnych, na wysokości 1600 m n.p.m. Niedaleko znajduje się najwyższy szczyt Wietnamu – Fansipan (3143 m n.p.m.). Na szczyt oczywiście jak to w Azji nie da się wejść samemu, trzeba specjalne pozwolenia i przewodnika. W ogóle to jest coś co nas najbardziej tutaj boli. Tak bardzo chciałoby się pochodzić po górach, ale szlaków brak, map brak. Jedynie przewodnik i zorganizowany trekking. Tak czy inaczej liczyliśmy na jakąś eksplorację okolicy na własną rękę.
Niestety Sapa przywitała nas wspaniałą mgłą. Nie było widać dosłownie nic. Temperatura spadła do 8 stopni Celcjusza, a mgła, czy raczej chmury przesłoniły cały widok. Nie uśmiechało nam się spać w namiocie, więc znaleźliśmy hostelik na noc. Okazał się być nowiutki i bardzo elegancki. Miał ładne pokoje, kominek w holu oraz mały balkonik z pięknym widokiem, którego nie było dane nam oglądać :D.
Sapa sama w sobie to ogrom hoteli, restauracji i sklep z podróbami odzieży i akcesoriów górskich. Mnóstwo turystów i pełno sprzedawców pamiątek ubranych w stroje ludowe z etnicznych plemion górskich. Sprzedają również dzieci, ale do tego już w Azji przywykliśmy. Niestety pogoda nie miała zamiaru się poprawić, wilgoć, zimno i zerowa widoczność sprawiły, że następnego dnia zdecydowaliśmy uciekać z gór w cieplejsze regiony i postopowaliśmy do Hanoi. Kolejny raz nie udało nam się pospacerować po górach. Coś czuję, że dość szybko po powrocie do Polski zapukam do beskidzkich schronisk :).
Cieszę się, i jestem dumna, że mamy w rodzinie podróżnika.Grzesiu życzymy Ci nowych bezpiecznych przygód, wspaniałych wrażeń. Ciocia Terenia z rodziną
Dziękuję za komentarz i życzenia 🙂
Pozdrawiam z Hoi An w centralnym Wietnamie!
Trzymajcie się tam ciepło. U mnie 24 stopnie 😉