Mój czas w Kuala Lumpur dobiegał końca. Lumi przejmowała moje managerskie obowiązki krok po kroku. Z początkiem sierpnia przejęła je zupełnie. Jeszcze tydzień pracowałem jako zwykły recepcjonista, aby miała czas kogoś znaleźć na moje miejsce. Zostałem tam jeszcze kolejny tydzień, już nie pracująć a tylko relaksując się. Oczywiście cały czas służyłem jej radą, choć widziałem, że lubi robić rzeczy po swojemu, zupełnie jak ja:D.
Pod koniec mojego pobytu miałem więc wiecej czasu i mogłem trochę jeszcze poeksplorować miasto. Bardzo dobrze się złożyło bo właśnie wtedy do Kuala Lumpur wprowadzał się Tumba.
Tumba to mój stary autostopowy znajomy, który jednocześnie zajmuje się dyplomacją. Właśnie wprowadzał się do Kuala Lumpur aby pracować w tutejszej ambasadzie RP. Co więcej jego stanowisko to Szef Placówki Dyplomatycznej… nie lada szycha 😉
Spędziliśmy więc trzy wieczory razem trochę chodząc po mieście, trochę wspominając stare czasy i rozmawiając o wszystkim przy piwie i basenie. Jako pracownik dyplomatyczny ma przydzielone mieszkanie w całkiem dobrym standardzie ;).
Byliśmy m.in. w części miasta, o której słyszałem ale ostatecznie wcześniej do niej nie dotarłem. Kampung Baru. Najstarsza dzielnica miasta. Położona w sąsiedztwie centrum biznesu, Petronas Towels i innych wierzowców. Jednocześnie jest to po prostu… wieś. Małe domki, sielankowy klimat, drzewa owocowe przy domach i biegające kury. A na horyzoncie wierzowce. Niesamowity kontrast!
Dzielnica ta w ciągu dwóch lat ma zostać jednak wyburzona. Zbyt atrakcyjne tereny, aby ich nie zagospodarować. Wyrosną kolejne wierzowce, bloki i beton. Z jednej strony rozumiem władze miasta, z drugiej strony szkoda historii i magicznego klimatu tego miejsca.
Tak spędziłem ostatnie momenty w Malezji. Nie należy ona do moich ulubionych krajów. Ludzie są trochę bardziej ponuży i zamknięci niż w innych krajach Azji, Kuala Lumpur nie ma za wiele do zaoferowania poza centrami handlowymi.
Praca w hostelu to były dobre 4 miesiące. Nie były lekkie ale dawały sporo satysfakcji. Myślę, że moją pracę wykonałem dobrze. Podniosłem ocenę hostelu na HostelWorld.com z 8.8 do 9.0 co nie było łatwym zadaniem.
Muszę się pochwalić, że moi szefowie podzielali opinię, że wykonałem dobrą robotę. Usłyszałem od nich bardzo dużo ciepłych słów i trochę niechętnie mnie żegnali;). Na pożegnanie przyjechał nawet Kannan – duży boss i postawił mi litr Whiskey z górnej półki (alkohol jest niesamowicie drogi w Malezji przypominam). Podobno nigdy wcześniej tego nie zrobił 😉
4 miesiące siedzenia w miejscu zrobiły swoje. Z jednej strony naładowałem energię i byłem gotowy do dalszej drogi. Z drugiej strony stworzyła się pewna strefa komfortu i ciężko było opuścić to miejsce.
Tak więc zjadłem ostatni posiłek w naszej indyjskiej restauracji i 16 sierpnia z samego rana wsiadłem w samolot i po dwóch godzinach wylądowałem w innym świecie. Semarang, Jawa, Indonezja.