Siem Reap jest drugim co do wielkości miastem w Kambodży. Samo w sobie jest miastem zwyczajnym. Mógłbym o nim napisać to co o każdym innym dużym azjatyckim mieście. To co jednak przyciąga tam ogromne morze turystów to znajdujące się nieopodal starożytne ruiny.
W czasach od 802 do 1432r. Na terenach obecnej Kambodży, Tajlandii, Laosu i częściowo Wietnamu rozciągało się Imperium Angkoru. Jego stolica znajduje się właśnie kilka kilometrów od współczesnego miasta Siem Reap i jest uznawana za największe na świecie miasto sprzed rewolucji przemysłowej (XIXw). Ruiny tego miasta należą do jednych z największych atrakcji Azji. Rozciągają się na obszarze 400 km².
Wśród nich najbardziej znana (i często tą nazwą, mylnie, określany jest cały kompleks) jest świątynia Angkor Wat. Świątynie budowano w XII w n.e na zlecenie uwczesnego władcy Surjwarmana. Poświęcona była ku czci hinduskiego bóstwa Winszu. Budowa trwała ok 35 lat. Któryś z kolei władca Dżajawarman VII przekształcił świątynię na buddyjską, lecz po jego śmierci znowu przywrócono jej hinduistyczny charakter.
Imperium upadło, ruiny porosła dżungla. Odkryto je ponownie w połowie XIX w. Świat opanowała gorączka poszukiwania złota i z ruin zgrabiono praktycznie wszystko co stanowiło jakąkolwiek wartość. Obecnie ruiny wpisane są na światową listę UNESCO. Ciągle jednak podobno istnieje czarny rynek, na którym można kupić jakąś rzeźbę czy inny fragment starożytnego miasta.
Niestety zwiedzanie tego miejsca do najtańszych nie należy. Dodatkowo w lutym podniesiono ceny z 20$ do 37$ za jednodniowy bilet wstępu. Postanowiliśmy jednak bilety kupić i kompleks zwiedziń, no bo jak to być w Kambodży i nie widzieć Angkor Wat. Wypożyczyliśmy również rowery, gdyż kompleks jest bardzo duży.
Jakie są moje wrażenia? Hmm.. Kompleks imponuje rozmiarami, budowle są bardzo ładne, niektóre dobrze zachowane. Zadziwia jak ludzie budowali coś takiego nie mając narzędzi ani rysunku technicznego w XII wieku :).
Jednak widzieliśmy wcześniej podobne choć dużo mniejsze ruiny w Sukhotai w Tajlandii oraz większe, lecz bardziej zniszczone ruiny w Bagan w Mjanmie. Dlatego też Angkor nie zrobiło na nas jakiegoś niesamowitego wrażenia. Zwłaszcza, że oboje z Pauliną nie jesteśmy fanami archeologii :). Poza tym brakło trochę klimatu, mistyczności. Powodem były rzesze turystów i sporo ludzi sprzedających pamiątki na każdym kroku. Mimo wszystko jednak kompleks imponuje i warto go zobaczyć.
Siem Reap to z kolei miejsce, gdzie wieczorami turyści relaksują się po całodniowych zwiedzaniach. Miasto oferuje szeroki wachlarz knajpek i restauracji, masaże każdej postaci i inne turystyczne dobra. My daliśmy się skusić na masaż stóp. W Wietnamie w Mui Ne skorzystaliśmy z masażu wietnamskiego, w Kambodży wzięliśmy się za nasze stopy. Masaż trwał 30 minut. Zapłaciliśmy za niego po dolarze i było całkiem przyjemnie 🙂
Spędziliśmy w Siem Reap 3 noce, a następnie ruszyliśmy na granicę z Tajlandią. Autostop w Kambodży działa dobrze. Choć często ludzie oczekiwali zapłaty za podróż. Oczywiście nie korzystaliśmy z ich usług :p. Robiło się za to coraz goręcej. Marzec i Kwiecień to najgorętsze miesiące w tym regionie świata. Temperatura 35 stopni na porządku dziennym, w nocy spada zaledwie o kilka stopni. Ale na myśl o kilku stopniach w Polsce od razu robiło nam się lepiej :P.
Mimo dużego strachu i tylu zasłyszanych opowieści nie spotkała nas żadna przykrość w Kambodży. Nie zostaliśmy okradzeni ani nie wymuszono na nas żadnej łapówki. Szczęśliwie więc opuściliśmy ten podobno niebiezpieczny dla turystów kraj i wróciliśmy do Tajlandii, którą oboje bardzo lubimy :).