W poprzednich postach opisywałem jak wyglądała moja praca w hostelu. Zdarzało się jednak mieć również dni wolne. A co najlepiej zrobić jak się ma dwa dni wolne? Iść w góry! Tak też spędzałem sporo z moich weekendów (które nie zawsze wypadały w kalendarzowy weekend 😉 ).
Wszystkie poniższe trekkingi są w odległości max. 4 godziny jazdy z Christchurch, wszystko gdzieś w środkowej części południowej wyspy.
Pierwszy na tapetę idzie trekking w dolinie Hopkins. Po sylwestrze okazało się, że razem z Marią (główna menadżerka) mamy 3 dni wolnego w tym samym terminie. Postanowiliśmy więc udać się razem na trekking. Pierwszy nocleg nad jeziorem, drugi w chacie na trasie trekkingu. A wyglądało to tak:
Innym razem pojechałem sam powłóczyć się w okolicach Jeziora Coleridge. Też było całkiem ładnie 😉
Odwiedziłem też dwa razy bardzo ciekawe koryto rzeki – Rakaia Gorge. Piękne kolory, super widoki i bardzo przyjemny trzygodzinny trekking
Innym razem pojechałem z Linnea (Szwedka, która z nami pracowała) jeszcze raz do Mount Cook National Park, aby powtórzyć trekking, tym razem przy troszkę lepszej pogodzie. Wiał oszalały wiatr, było zimno, ale przynajmniej nie padało 🙂
Były też drobne wypady za miasto, np. na Bank Peninsula:
Robiliśmy sobie też grupowe małe wycieczki np. Godley Head Park niedaleko Christchurch
Odwiedziłem też z Linneą znowu Hamner Springs, aby wygrzać się w wodzie (zima nadchodziła). Okazało się, że w Hamner Springs jest polska knajpa serwująca pierogi. Ale te pierogi to już raczej było dzieło sztuki niż jedzenie. Popatrzcie:
Innym razem pojechaliśmy na Jollie Brook Circut trekking – kolejny bardzo przyjemny trekking z noclegiem w lokalnych chatkach, ogrzewanie się ogniskiem w kominku, wieczorny widok gwiazd i odgłosy lasu. Coś wspaniałego!
Musicie przyznać, że Bieszczady to nie są, ale i tak nie jest źle!