Kambodża – pierwsze wrażenia i wizyta w rezerwacie

Przyszło nam pożegnać Wietnam. Spędziliśmy w nim cały luty i z chęcią zostalibyśmy dłużej. Nie chceliśmy jednak zadzierać z rządem wietnamskim i grzecznie w dniu wygasania naszych wiz (28 luty) udaliśmy się na granicę z Kambodżą.

Byliśmy trochę przepełnieni strachem, gdyż nasłuchaliśmy się mnóśtwa nieciekawych historii odnośnie tego kraju. Kambodża wśród podróżników słynie z kradzieży i korupcji.

Sporo osób, z którymi rozmawialiśmy gdzieś po drodze straciło portfele, laptopy, telefony itp. Ktoś nam opowiadał nawet, że okradziono cały hostel. Nie brzmi to optymistycznie. Mimo, że gdzieś w naszych głowach przebijała się myśl, że to w dużej mierze stereotypy, że Polacy też uchodzą za złodziei itp., jednak strach pozostał.

Wiele osób musiało również zapłacić dodatkowe pieniądze już na granicy. Jakieś dziwne obowiązkowe badanie zdrowia, ubezpieczenie itp. Bardzo się obawialiśmy, że motocykl na wietnamskich blachach to dla kambodżańskich graniczników spore pole do uruchomienia wyobraźni i ściągnięcia od nas sporego haraczu.

W takim nastroju dojechaliśmy do granicy. Strona Wietnamska przeszła bez problemu. Budynek graniczny stanowiła wielka hala jakiejś starej fabryki z poustawianymi budkami pracowników. Słyszeliśmy, że lubią się przyczepić do wywozu motocykli, więc Hondę i plecaki zostawiliśmy przed budynkiem. Ominęło nas więc sprawdzanie bagaży czy jakiekolwiek pytania odnośnie motocykla. Po zdobyciu pieczątki wyjazdowej grzecznie wróciliśmy po nasze dobra i pojechaliśmy do kambodżańskiej części.
Tam już z daleka machają do nas ludzie w szarych mundurach, że tutaj motocykl zaparkować, już biorą od nas paszporty już wypisują na ławce pod budynkiem wnioski wizowe za nas… Ale zaraz zaraz.. coś nie grało. Mieliśmy nosa! Ci panowie nie pracowali w straży granicznej. Korzystali z niewiedzy podrózników i chaosu, który sam tworzyli.  Siedzieli na ławkach z wymalowanym sprayem napisem: „VISA”. Zagarniali turystów, wypełniali za nich wnioski wizowe, zanosili do okienka za ich plecami i kasowali  5$ od osoby za swoje usługi. Najlepsze jest to, że dzieje się to wszystko pod nosem prawdziwych graniczników. Nawet oficjalna budka, gdzie aplikuje się o wizę obrócona została bokiem, aby turyści jej nie dostrzegli!

Tak czy inaczej zorientowaliśmy się zanim człowiek wypełniający mój wniosek dotarł do pierwszego „z” w słowie Grzegorz i porwaliśmy nasze dokumenty. My vs Kambodża: 1 – 0 😉

Motocykl nikogo szczególnie nie zainteresował i ruszyliśmy podbijać nowy kraj.

DSC04893

DSC04894

Jako pierwszy cel obraliśmy wyspy Koh Rong, a właściwie miejscowość Sihanoukville, gdyż stamtąd odpływały promy. 400km z granicy pokonaliśmy w trzy dni, po drodze zatrzymując się w ośrodku ratowania dzikich zwierząt.

Trzy dni podrózy wystarczyły, żeby zrozumieć, że Kambodża to kraj totalnie inny niż Wietnam i zdecydowanie biedniejszy. Zaludnienie dużo rzadsze, wioski oddalone od siebie o długie kilometry same również nie wyglądały zbyt bogato. Wszędzie pełno kurzu, śmieci i nieładu. Stan dróg również nie świadczył o bogactwie kraju. W Wietnamie każdy skrawek ziemi był zagospodarowany. Mnóstwo pól ryżowych (ciężko było znaleźć miejsce na namiot). W prawie każdym domu wietnamskim był jakiś mały biznes od restauracyjek i sklepów przez naprawy po produkcję dosłownie wszystkiego. W Kambodży ziemia leży odłogiem, krowom wystają żebra, a ludzie siedzą na chodniku i zbijają bąki. Oczywiście nie wszyscy, ale bardzo rzucało się to w oczy. Pojawili się żebracy, dużo żebraków. Jednocześnie Khmerzy są bardzo sympatyczni tak jak cała reszta Azjatów i wszędzie spotykaliśmy się z życzliwością.

DSC04901

DSC04903

DSC04906

Podstawowe rzeczy w Kambodży okazały się trudniejsze niż w Wietnamie. Na przykład jedzenie. W poprzednim kraju dosłownie co krok była jakaś knajpka z jedzeniem. Myślę, że byłbym w stanie przejechać Wietnam nie tracąc z oczu restauracyjek (no dobra, może trochę przesadzam :P). W Kambodży znalezienie miejsca na śniadanie stanowiło dużo większe wyzwanie. Poza tym baliśmy się bardzo o motocykl. Gdy psuł się w Wietnamie do najbliższego warsztatu mieliśmy zwykle maksymalnie kilkaset metrów. W Kambodży przerażały nas obszary bez wiosek i bez ludzi. Na szczęście nasza Honda dalej działała bez zarzutu i nie musieliśmy jej naprawiać.

DSC04962

DSC05167

DSC05175

Tak wyglądają nasze pierwsze wrażenia z Kambodży. Jak będzie dalej zobaczymy. Kraj wydaje się być bardzo ciekawy, ma straszną historię za sobą (o której jeszcze napiszę). Ugory i wychudzone krowy napełniają smutkiem, ale uśmiechy machających dzieci i zdziwienie ludzi, gdy przejeżdżamy motocyklem sprawia frajdę :).

DSC05179

DSC05182

Po drodze, niedaleko Phnom Penh trafiliśmy do czegoś w rodzaju zoo. Trafiają tam zwierzęta chore i okaleczone, często odbite z rąk kłusowników i przemytników. Są tam tygrysy, słonie, krokodyle, niedźwiedzie, różnego rodzaju małpy i mnóstwo innych zwierząt. Miejsce jest ogromne! Od zagrody do zagrody jeździliśmy motocyklem. I co najciekawsze niektóre zwierzęta poruszają się totalnie swobodnie. Można chodzić miedzy jeleniami (lub innymi jeleniopodobnymi rogaczami). Małpy latają wszędzie, kradną rzeczy i grzebią gdzie popadnie! Zaatakowały Paulinę chcąc zdobyć jej plecak i kilka razy okupowały nasz motocykl. Obsługa parku wyposażona jest w proce, z którymi przybywała nam z odsieczą :D.

DSC05121

DSC04983

DSC05001

DSC05005

DSC05039

DSC05041

DSC05042

DSC05056

DSC05058

DSC05069

DSC05084

DSC05114

DSC05085

DSC05094

DSC05095

Na koniec na naszej drodze stanął wielki słoń. Akurat pracownik zoo wyprowadzał go na spacer. Słoń stojący pół metra od nas, śliniący nas trąbą i próbujący się dobrać do plecaka robi niesamowite wrażenie. Jedno tąpnięcie nogą i z naszej Hondy zostałaby metalowa kupka złomu.

DSC05143

DSC05147

Były też smutne momenty.. Ślepy orangutan, który utracił wzrok za sprawą kłusowników, niedźwiedź bez łapy, który wpadł w zastawione sidła  czy piękny słoń, który pracował w nielegalnym mini zoo, niestety tak źle był traktowany, że teraz jest pełen agresji.

DSC05106

DSC05117

DSC05127

DSC05023

Niestety kłusownictwo w Azji ciągle jest dużym problemem. Mimo prób edukacji w dalszym ciągu zwierzęta są zabijane lub przemycane. Głównie do Chin, gdzie tworzy się tradycyjne lekarstwa np. ze sproszkowanego rogu słonia. Wiele ciągle słyszy się o tym w mediach, a tutaj mogliśmy na własne oczy zobaczyć tego skutki.

DSC04952

DSC04947

2 Comment

  1. Thanks for finally talking about >Kambodża – pierwsze wrażenia i wizyta w rezerwacie – Blog <Liked it!

  2. I could not rerain from commenting. Well written!

Dodaj komentarz