Po kilkudniowej podróży na skuterze wróciłem na południe wyspy i zabookowałem hostel na trzy noce w Legian. Jest to turystyczny, plażowy region na północy miasta Kuta. Wybrałem najtańszy hostel, choć i tak nie był tani. W porównaniu z poprzednim niestety wypada słabo. Jest brudny i zaniedbany. Po pracy w Kuala Lumpur trochę mam obsesję i widzę tyle możliwości ulepszeń i usprawnień 😀
Sama Kuta i Legian to z kolei miejsca zupełnie nie z mojej bajki. Zatłoczone turystyczne uliczki, na których co 5 kroków ktoś mnie zaczepia zaganiając do swojego sklepu, oferując taxi, narkotyki, prostytutki i czego sobie tylko nie zapragnę. Mnóstwo sklepów z pamiątkami, jeszcze więcej turystów. Drogie hotele i jeszcze droższe restauracje. Oprócz nich również małe lokalne restauracyjki, z cenami 5-krotnie wyższymi niż wszędzie indziej. Ale oczywiście wystarczy odejść dwie ulice dalej, aby znowu znaleźć się w bardziej naturalnym Bali, zjeść za rozsądną cenę, przejść niezaczepiany itd.
Dlaczego jednak wylądowałem w takim miejscu? Ano był ku temu powód, a wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej w Mui Ne. Jak pamięŧacie (:>) pracowałem tam za barem przez dwa miesiące. Poznałem też grupę polskich kitesurferów, w tym Tommiego (… w sensie Tomka :D). Tommy ma czterdzieści parę lat. Kiedyś miał w Polsce żonę, córkę, warsztat samochodowy i normalne życie. Coś jednak nie wyszło, rozwiódł się i został instruktorem kitesurfingu. Pląta się po świecie spędzając po kilka miesięcy w różnych miejscach w zależności od sezonu. Hawaje, Kalifornia, Wietnam, Bali, Filipiny to tylko kilka z miejsc w których mieszkał. Wszędzie tam uczy kitesurfingu. Buduje także własne deski, które sprzedaje na zamówienie. Tommy kilka miesięcy temu trafił na Filipiny na wyspę Siargao. No i się stało… poznał Filipinkę, zakochali się i efekt jest taki, że gdy przebywałem jeszcze w Kuala Lumpur dostałem zaproszenie na ślub 16 września :)). Ponieważ jestem w „pobliżu” 😀 stwierdziłem, że czemu nie.
Dodatkowo Tommy zaproponował mi pewien układ. Zostawił trochę sprzętu sportowego na Bali. Zasugerował więc, że kupi mi bilety lotnicze z Bali do siebie na wesele, jeśli przywiozę mu ten sprzęt z Indonezji. Bardziej mu się to opłaca niż lecieć samemu tam i z powrotem. Straciłby sporo pieniędzy i czasu.
Tak więc wylądowałem w Legian aby ogarnąć sprzęt, który mam mu przewieźć. Okazało się, że jest co dźwigać 😛 3 deski surfingowe (2 metry długości), uprząż i latawiec do kitesurfingu, moskitiera na łóżko :). Cieszę się jednak, że mogę mu pomóc i zrobiłbym to nawet bez biletów lotniczych (ale nie mówcie mu tego :D).
Tak więc trzy ostatnie dni w Indonezji spędzam na organizowaniu sprzętu, fryzjerze na wesele :D, zakupie ubrań (jak się ubrać na wesele na plaży?!).
Następnie czeka mnie długa podróż. Lecę najpierw do Kuala Lumpur, potem na Cebu (Filipiny), stamtąd mam prom na wyspę Mindanao, a następnie kolejny na Siargao. Całość potrwa jakieś trzy dni ale wszystko pięknie zorganizowane przez Tommiego.
Tak więc następny post już będzie z Filipin, po weselu! Aż przebieram nogami z ekscytacji! 😀
Masz jakis dluzszy plan na Filipiny? moze pozniej Wyspy Polinezji? 😀
Cześć Ozi!
Co do Filipin to mam pewien plan ale nie ma co uprzedzać faktów 🙂 o wszystkim będę pisał na blogu :>
Wyspy Polinezji to strasznie droga sprawa, chyba mój budżet nie udźwignąłby tego. No ale zobaczymy. Cały czas jeżdżę bez większego planu więc niczego nie wykluczam 🙂