O tym jak i dlaczego utknąłem w Kuala Lumpur na dłużej niż podejrzewałem opowiem w kolejnym poście. W międzyczasie skupię się na samym mieście. Zdjęcia w tym poście totalnie rozminęły mi się z treścią, no cóż… Aha. I miasto w rzeczywistości wygląda mniej okazale niż na zdjęciach :D.
Ale miało być o Kuala Lumpur tak więc…
Stolica Malezji ma relatywnie krótką historię. Miasto zostało założone w 1857 roku za zgodą radża Abdullaha – władcy królestwa Selangor (obecnie jedna z prowincji Malezji).
Był to czas, gdy teren dzisiejszej Malezji, w tym Królestwo Selangor należał do kolonii brytyskiej.
Początkowo osiedliło się tam kilkanaście chińskich rodzin – pracowników pobliskiej kopalni cyny. Później zachęcano farmerów do zajmowania pobliskich terenów z uwagi na żyzną ziemię. Sama nazwa miasta oznacza „błotniste ujście“ :).
Kuala Lumpur nawiedził pożar w 1881r i praktycznie całkowicie zniszczył miasto. Zostało ono odbudowane w całości z cegły, aby uniknąć podobnego zdarzenia w przyszłości. W kolejnych latach miasto zaczęło nabierać znaczenia. Pojawiły się publiczne szkoły i szpitale, po nich również kasy i miejsca rozrywki. W 1882r Kuala Lumpur zostało siedzibą władz brytyjskich w Malezji.
Podczas Drugiej Wojny Światowej miasto przez prawie 4 lata bylo okupowane przez Japonię. W 1957r. Malezja ogłosiła niepodległość spod brytyjskiej władzy, a Kuala Lumpur zostało stolicą nowego państwa.
Miasto jest jednym z najszybciej rozwijających się w Azji Południowo-Wchodniej ze wzrostem gospodarczym 10% w skali roku. Jestem bogatym miastem, w którym żyje 1.6mln ludzi.
Jednocześnie rozrasta się bez ładu i składu i jakiegokolwiek planowania przestrzennego co niestety jest widoczne. Wielkie i nowoczesne wieżowce stoją nieopodal niskich piętrowych chińskich domów. Mimo kilku obwodnic miasto codziennie w godzinach szczytu stoi w korkach. Brakuje niestety parków i miejsc gdzie możnaby wyjść i odpocząć.
Miasto pełne jest kontrastów. Jedna ulica ładna, zadbana, z nowoczesnymi biurowcami, a kolejna (dosłownie kolejna) obskórna, śmierdząca ze śmieciami i szczurami. Na jednej ulicy je się obiad za 30zł z kelnerem w muszce, na drugiej za 6zł z lokalnymi staruszkami i karaluchami :). Zakupy codzienne można zrobić w sieciowym markecie: cola 4,5zł, piwo 14zł, woda 2zł, lub w jednym z małych sklepików przydomowych: cola 3,50zł, piwo 6zł, woda 1zł.
Główne atrakcja miasta to znane z pocztówek Petronas Tower – dwie bliźniacze wieże połączone „mostem“ będące najwyższą budowlą na świecie od 1998r do 2004r. oraz Menara Tower – wieża telewizyjna.
To co mnie przytłacza w tym mieście to galerie handlowe. Jest ich kilkadziesiąt (bliżej stu niż dziesięciu). Od galerii z super drogimi sklepami po takie dla lokalnych ludzi i dla mnie 😀 z podróbkami, t-shirtami za 10zł i możliwością targowania.
Dodatkowo kilka z tych galerii aż przeraża swoim ogromem. Jedna z nich Benjeraya Times Square jest tak olbrzymia, że oprócz miliona sklepów, kręgli, kina i innych atrakcji upchnięto w środku również roller-coster!
Dużą część miasta stanowi China Town. Jak wspomniałem w poprzednim poście chińczyków w Malezji jest calkiem sporo (1/5 populacji). Ta część stolicy charakteryzuje się małymi, jednopiętrowymi budynkami z rodzinnymi biznesami na parterze.
Z ciekawych rzeczy jest tu również Eco Forest – najstarszy las w mieście z początków XX wieku. Jest bardzo niewielki, można go przejść w 10 minut. Wybudowano w nim kładki między drzewami, po których można się poruszać. Jest to dobre miejsce na niedzielny spacer, a widok wieżowców wystajacych zza drzew tworzy dziwny kontrast.
Intrygującą cechą są języki. W restauracji można zobaczyć kilka grup ludzi wyglądających podobnie (azjatycko), z czego jedna grupa będzie rozmawiać po malajsku, druga po chińsku, trzecia w tamil (język Indii), a czwarta po angielsku (urzędowy język Singapuru). Najczęściej jednak będzie to mix przynajmniej dwóch z powyższych języków.
Na początku było to strasznie dziwne, gdy przysłuchiwałem się rozmowie lokalnych ludzi. Mniej więcej co czwarte słowo było po angielsku. Reszta po malajsku. 🙂
Sporą mniejszość w mieście stanowią również arabowie. W końcu jest to kraj islamski, dosyć bogaty i o relatywnie liberalnym prawie. Łatwiej na ulicy dostać więc kebaba niż prawdziwą malajską zupę, są również arabskie sklepy, restauracje i bary. Są nawet kluby nocne, gdzie muzłumanie mogą robić wszystko to, czego w domu im nie wolno 🙂 (gdy pochodzą np. z Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Jordanii itp).
Miastem rządzi mafia. A raczej trzy: malajska, chińska i arabska. Policja jest mocno skorumpowana ale ogólnie w mieście panuje spokój i jest bezpiecznie.
Interesujące jest prawo. Nikt się nie przyczepi jeśli będę pił piwo na ulicy, ale jeśli będę gdzieś szedł z kartonem/kratą browarów policja może mnie zatrzymać, wypytać po co mi to, skąd,dla kogo, gdzie idę. Mogą skonfiskować alkohol a mnie wsadzić na 48h.
Żeby pokazać, że w Malezji prawo to nie przelewki opowiem historię, krótką lecz prawdziwą. W zaprzyjaźnionym hostelu pewien gość – niemiec, 21 lat, postanowił wdrapać się na budynek w budowie, aby zobaczyć miasto nocą z wysokości, zrobić zdjęcia itd. Został złapany przez stróża. Policja przyjechała natychmiast i człowiek ten trafił do więzienia. Okazało się, że budynek będzie przyszłym bankiem, co oznacza, że jest to budowla rządowa. Niemiec został oskarżony o… terroryzm… i groziła mu… kara śmierci…Spędził 3 tygodnie śpiąć na podłodze z setką innych więźniów, w tym morderców, gwałcicieli itp. Rodzice zapłacili 20 tys. euro za adwokata. Chłopak wyszedł, wszystko skończyło się „dobrze“, ale odechciało mi się po tej historii robić rzeczy nie do końca legalne 😀
Kolejny przykład. W czasie Ramadanu (w uproszczeniu: miesiąc, w którym muzłumanie poszczą nie jedząc ani pojąc nic, nawet wody, od wschodu do zachodu słońca) restauracje mają zakaz obsługiwania muzłumańskich klientów. Policja przychodzi i kontroluje restauracje (widziałem na własne oczy). Jeśli znajdzie jedzącego muzłumanina zarówno restauracja jak i ten człowiek muszą zapłacić niebotyczne kary (dla jedzącego to 3000zł, co w Malezji stanowi jakieś 3 wypłaty). Wyobraźcie sobie, że w Polsce policja wchodzi do restauracji i wręcza mandaty za jedzenie mięsa w piątek…
W Malezji ciągle stosuje się karę śmierci. Przewinienia nią objęte to: morderstwo, gwałt, handel narkotykami ale również występowanie przeciwko królowi jak i zdrada żony/męża. Obcokrajowcy również objęci są tym prawem, a jak pokazałem powyżej.
Z drugiej strony Kuala Lumpur jak i zapewne cała Malezja pełne jest szemranych biznesów. Kradzone laptopy, podrabiane dokumenty czy papierosy i alkohol szmuglowane z innych krajów są tu na porządku dziennym. Nie wspominam już o podróbkach ubrań czy elektroniki, które wszędzie w Azji cieszą się ogromną popularnością. Policja często dostaje pieniądze za niewciskanie nosa w nieswoje sprawy. Nawet hostel, w którym pracuję nie jest do końca legalny. Ale nie dopytywałem o szczegóły. Kto mniej wie ten dłużej żyje, a w Malezji to powiedzenie wydaje mi się jeszcze bardziej prawdziwe 😀