Miszmasz o Darwin, Palmerston, przyrodzie i ludziach…

W Darwin i Palmerston spędziłem w sumie miesiąc czasu. Darwin mnie zachwyciło. Pewnie, gdybym przyleciał prosto z Polski przeskok byłby trochę mniejszy. Jednak przyleciałem z Azji i różnica jest ogromna, o czym już wspominałem. Ładne spokojne nadmorskie miasteczko. Podobno reszta kraju wygląda inaczej, miasta są większe i bardziej zatłoczone, A Darwin i Terytorium Północne to taka Australijska prowincja. Mnie ta prowincja przypadła do gustu, choć szczerze powiedziawszy przydałoby się trochę więcej atrakcji dla młodego człowieka jakim ciągle jestem :D. Jest to dobre miasto do spokojnego życia. Spacery po parkach, łowienie ryb w oceanie, trochę sportu.

P_20171125_141404

P_20171123_061404

P_20171125_125816

DSC08031

DSC08313

P_20171123_160326

Palmerston jest jeszcze mniejszym miasteczkiem. Znowu centrum miasta ze sklepami i osiedla dookoła z małymi działkami z domami i mini trawniczkami. Nie miałem za wiele do roboty po pracy więc trochę spacerowałem i zwiedzałem. I okazało się, że te palmerstońskie osiedla często są nad małymi stawikami. A przy stawikach jest pole golfowe. Piękny teren na spacery, jazdę na rowerze czy po prostu relaks z książką i kawą. W takim miejscu można by mieszkać co?

DSC07889

DSC07902

DSC07974

DSC07900

DSC07896

P_20171214_175836

DSC07904

DSC08000

DSC07968

DSC07918

DSC07945

W Palmerston jest też świetny darmowy Park Wodny. Idealne miejsce na relaks, szczególnie gdy ma się małe dzieci. Ja nie mam, ale też bawiłem się dobrze 😀

DSC07948

P_20171214_174124

DSC07964

To co zachwyca w Australii to fauna i flora. Przyroda jest kompletnie inna od tej w Europie czy Azji. Po ulicy i parkach latają przepiękne ptaki o długich dziobach czy papugi (np. kakadu) niczym gołębie w Krakowie. Ale jakkolwiek ładne by nie były namiot potrafią zapaskudzić równie skutecznie jak gołębie 😉

DSC08315

DSC07928

DSC07949

DSC08279

DSC07955

Niestety natura bywa też groźna. Wszystkim nam kojarzy się Australia jako kraj niebezpieczny. Pająki, węże, dzikie psy. Przed przyjazdem zawsze mówiłem, że to wszystko jest gdzieś głęboko w buszu. Tak jakby u nas straszyć niedźwiedziami i wilkami. Tymczasem te stworzenia rzeczywiście po Australii grasują. Na szczęście nie miałem do czynienia z pająkami i wężami. Są jednak inne zwierzęta, które stwarzają problem mieszkańcom Terytorium Północnego.

Pierwszy z nich to termity. Jest ich tu mnóstwo. Każdy dom musi być zbudowany z materiałów termito-odpornych. Jest to oficjalny wymóg i nadzór budowlany to sprawdza.

DSC07873

Drugi problem, tym razem bardziej mój to małe insekty. Komarów jest mnóstwo, ale są także małe muszki, które gryzą wściekle, a są tak niewielkie, że przechodzą przez moskitierę w namiocie, a kompletnie ich nie widać, nawet jak gryzą. Nim zorientowałem się po dwóch dniach o co chodzi, efekt możecie oglądać. (Nie są groźne, po prostu swęęęędzi).

P_20171201_173544

Trzecie zagrożenie, tym razem totalnie serio to krokodyle. W Północnym Terytorium spotyka się krokodyle zarówno słodkowodne jak i słonowodne. Jest ich więcej niż mieszkańców! Dlatego też nie wolno kąpać się w oceanie, ani w żadnej rzece. Nie wolno stać nawet po kostki w wodzie. Ten problem jest realny i wszyscy przed tym ostrzegają. Na plaży można zobaczyć ostrzeżenia: „Ostatnio widziano tu krokodyla w zeszły czwartek”. W Darwin jest tylko jedno miejsce, ogrodzone murem od oceanu, gdzie można się bezpiecznie kąpać.

P_20171123_163129

P_20171123_170126

P_20171123_155947

P_20171123_160658

Do zwierząt jeszcze wrócę nie raz, ale teraz kilka słów o ludziach. Australijczycy pochodzą od więźniów. W XVIII wieku Australia stała się kolonią brytyjską za sprawą kapitana Cooka (o historii opowiem innym razem). Postanowiono zasiedlić ten kontynent zsyłając tam kolonie więźniów. Stąd też Australia przypomina trochę Wielką Brytanię. Jeździ się po lewej stronie, mówi po angielsku, choć z zupełnie innym akcentem, co sprawia mi sporą trudność (pojawiają się też australijskie słowa np. rower tutaj to nie „bicycle” a „pushbike”:) ). Główne danie to typowo brytyjska ryba z frytkami czyli Chips & Fish.

A jacy są Australijczycy? Są bardzo sympatyczni i otwarci. Trochę sztucznie (podobnie jak brytyjczycy). Każda rozmowa zaczyna się od pytania: „Cześć, jak się masz? Jak leci”. Łącznie z kasjerkami w sklepie i ludźmi mijanymi na ulicach :). Australijczycy są bardzo pogodni i sympatyczni. Każdy się uśmiecha i mówi „cześć”. Różnią się w tym trochę od Azjatów. Azjatami kierowała ciekawość, a Australijczycy są po prostu mili. W Azji gdy pytałem: „Cześć, mogę tutaj kupić kawę?” odpowiedź brzmiała „Nie”. W Australii odpowiedź brzmi: „Oj, przykro mi, nie sprzedajemy kawy, ale tam za rogiem jest fajne miejsce i mają naprawdę dobrą kawę”. Taka jest różnica. Wszyscy tutaj są chętni do pomocy. Gdy chodziłem po porcie i pytałem rybaków czy nie mają pracę, każdy gdy odmawiał jednocześnie zastanawiał się jak może mi pomóc i dawał jakieś porady i sugestie. Bardzo sympatyczni ludzie ;).

Australia to również aborygeni – czyli natywni, czarni mieszkańcy, którzy byli tutaj zanim Europa odkryła, że Ziemia jest okrągła i istnieje coś za oceanem :). Obecnie część Aborygenów zasymilowała się z białymi mieszkańcami i żyją normalnie. Część z nich jednak mieszka w swoich komunach czy społecznościach. Te zlokalizowane przy miastach działają jak zwykłe osiedla czy wioski. Są również takie głęboko w buszu, gdzie ludzie ciągle żyją z polowań, łowienia ryb itp.

Jak do tej pory miałem do czynienia jednak z trzecią grupą Aborygenów. We wspomnianych społecznościach są przestrzegane zasady. M.in. nie wolno pić alkoholu (lub nadużywać). Sporo Aborygenów ma z tym problem, opuszczają lub są wyrzucani ze swoich społeczności i koczują w Darwin, Palmerston i innych miastach głównie Terytorium Północnego. Żyją z zasiłku, w socjalnych domach i całe dnie i noce spędzają na piciu. Owszem, żule występują wszędzie na świecie. Ci są jednak okropni. Są permanentnie pijani, wrzeszczą na siebie, krzyczą, płaczą. Na ulicach, w autobusach, w bibliotece, wszędzie. Jednocześnie jeśli ktoś zwróci im uwagę oskarżają o rasizm. Uważają też, że ten kraj jest ich i wszystko im się należy. Jest to duży problem Terytorium Północnego i jakoś nie widzę, żeby rząd miał na to pomysł niestety. Mam nadzieję, że gdzieś na swojej drodze uda mi się spotkać prawdziwych Aborygenów i dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Pierwsze wrażenie jednak nie jest zbyt dobre.

DSC08292

DSC08202

DSC08290

DSC08199

Co do moich przygód, to jak wspomniałem w poprzednim poście poznałem na Bali Roba, mieszkańca Darwin. Z nim też spędziłem kilka dni. W tym czasie głównie próbowaliśmy łowić ryby ;). Nigdy tego nie robiłem, była więc to dla mnie nowa frajda. Terytorium Północne próbuje wypromować turystykę w porze deszczowej (poprzez trudny klimat, praktycznie nikt tu nie zagląda). W tym celu organizują akcję „Million Dollar Fish”. Wypuszczają do oceanu oznaczone ryby – (gatunek barra). Za złowienie tych ryb można dostać nagrody. Jedna z nich to milion dolarów :). Niestety nie udało nam się złowić nic ;P. W sumie nigdy nie widziałem, żeby ktoś złapał jakąś rybę na wędkę… myślę, że to po prostu ściema to całe wędkarstwo ;).

DSC08072

DSC08076

DSC08081

Jednego dnia pojechaliśmy do znajomych Roba – prawdziwych buszmenów. Jaimie i Jaimie (oboje mają tak na imię), mają dom gdzieś pośrodku niczego. Częściowo żyją z polowań i rybołówstwa. Pojechaliśmy razem łowić ryby. Strzelałem również z broni myśliwskiej :). Piękne dzikie tereny, dzika broń. Coś wspaniałego 😉 Ostrzegano mnie tylko, żebym nie stał zbyt blisko wody, bo krokodyle mogą się czaić… 😛

DSC08109

DSC08112

DSC08093

DSC08126

DSC08119

Jaimie i Jaimie polują na różne zwierzęta: dzikie świnie, dzikie psy (są tutaj plagą… dużo osób wyrzuca psy, lub same uciekają i dziczeją), kaczki, gęsi. Polują również na walabie – czyli małe kangury. Kangury w Australii to nie są maskotki. To są szkodniki, które zjadają plony. Coś jak u nas niegdyś zające. Często ktoś zatrudnia Jaimiego, aby odstrzelił trochę kangurów na pobliskiej farmie. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć ogon takiego kangura. Podobno to lokalny przysmak. Aborygeni wrzucają cały ogon na ruszt na 40 minut, potem odcinają skórę, a w środku jest bardzo delikatne i pyszne mięso. Z ogona robi się też podobno wyborną zupę. Liczę, że jeszcze spróbuję gdzieś na mojej drodze. (Przykro mi moi wegetariańscy znajomi. Taka australijska rzeczywistość 😉 ).

DSC08196

DSC08170

Jaimie mają kilka zwierząt domowych: papugi, psa, gęsi, świnie itp. Mają również małego walaba (kangura). Przydałaby się tutaj piękna rozczulająca historia jak to znaleźli go samego w buszu… Niestety rzeczywistość jest brutalna. Jaimie zabił matkę i kilka innych kangurów na zlecenie farmera, a małego wzięli do siebie, aby wychować jako domowego zwierzaka… Kangurek jest uroczy. Wygląda trochę jak połączenie szczura i kosmity 😛

DSC08139

DSC08151

DSC08164

Mają też inne cudowne zwierzątka. Przypominające w dotyku pluszowe misie. Nazwa po polsku to: łotopałanka karłowata. Pod tą nazwą czai się sprytny mały chomiko-podobny stwór, który ma bardzo chwytny ogon, a jego sierść rozkłada się w coś w rodzaju peleryny co pozwala na lot ślizgowy (takie latanie i spadanie jednocześnie).

DSC08183

DSC08191

Tak więc Australia zachwyca i zaskakuje na każdym kroku. Co do moich przygód, to któregoś dnia wziąłem udział w jakiejś loterii pod wpływem impulsu :D. I wygrałem voucher do rzeźnika na mięso za 50 dolarów :D. Nie bardzo mogłem to wykorzystać dałem więc Robowi. W zamian zostałem zaproszony na obiad z pysznej baraniny.

P_20171123_192313

DSC08288

Poza tym byłem również w kinie na Gwiezdnych Wojnach 3D 🙂

DSC08266

DSC08271

Jak już zauważyliście nabyłem też wojskową fryzurę :D. Fryzjer w Australii jest drogi – 30 aud. Dałem więc się obciąć Robowi. Efekt pozostawię bez komentarza 😉

Na koniec jeszcze kilka zdjęć. Wilgotność w Australii jest niesamowicie wysoka. Ale ma to jeden plus. Piękne zachody słońca. A o to próbka:

P_20171123_191050

DSC08242

DSC08224

DSC07869

DSC07922

Jutro (22.12) ruszam do Alice Spring – centrum Australii. Czas zacząć zwiedzać ten kraj na poważnie. Tymczasem pozdrawiam z biblioteki, gdzie piszę bloga 😉

Niech moc będzie z Wami!

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 😉

DSC08207

6 Comment

  1. piotr says: Odpowiedz

    w zasadzie to zagladnalem tutaj sprawdzic czy cos nie chcialo juz czasem Cie zjesc, ale widze ze sie dzielnie stosujesz do wszystkich zakazow/nakazow i jeszcze nic Cie nie zjadlo.
    czy to zielone na zdjeciu zaraz pod zdjeciami prakow bylo dobre?
    jadles na surowo czy po obrobce termicznej?
    to dlugie w zamrazalniku to pewnie ogon kangura? 🙂

    1. Grzegorz Burda says: Odpowiedz

      Piotr,

      Hahaha poza komarami i muszkami jakoś nikt nie ma na mnie ochoty. I liczę, że tak pozostanie 😉
      Zielonego na zdjęciu nie jadłem, choć gdybym nie znalazł pracy w Darwin to pewnie wchodziłoby to w rachubę ;P
      W zamrażalniku jest ogon kangura 😉

      Pozdrawiam 🙂

  2. piotr says: Odpowiedz

    ogladales Nowy Rok w Sydney?
    tam maja takie fajne fajerwerki… wiesz….

    1. Grzegorz Burda says: Odpowiedz

      Hahaha. Tak się składa, że oglądają… i fajerwerki mają rzeczywiście całkiem fajne ;}

  3. Rzadki says: Odpowiedz

    W UK tez sie mowi pushbike na rower. Swoja droga wielokrotnie pytalem anglikow czemu nazywaja rower pushbike skoro na rowerze sie jedzie a nie go pcha. Jeden ujal rzecz nastepujaco: pedaly sie pcha nogami zeby jechac zatem pushbike… Logika – poziom hard:D:D Chociaz po 5 latach w tym kraju przestalem juz doszukiwac sie logiki we wszystkim:D
    Kibicuje mocno i z przyjemnoscia czytam kolejne rozdzialy twoich przygod!

    1. Grzegorz Burda says: Odpowiedz

      Siemanko!
      Dzięki za wyjaśnienie. W sumie nie słyszałem nigdy od Brytyjczyka „pushbike”.

      Co do logiki to pytanie czy istnieje uniwersalna logika, czy każdy może mieć swoją?:]

Dodaj komentarz