Mui Ne – wietnamski kurorcik

Mui Ne. Niewielka wioska rybacka, która w jakiś sposób przeistoczyła się w wietnamskie Władysławowo i mekkę kitesurferów. Właściwie wioska dalej pozostała wioską, a droga prowadząca do niej nad brzegiem morza obrosła w kurorty, hotele, restauracje, sklepy, salony masażu itp. Co ciekawsze połowa tej drogi jest międzynarodowa, a połowa rosyjska z napisami w cyrylicy, wietnamczykami mówiącymi po rosyjsku itd. Wszystko oczywiście pod turystów.

DSC07853

DSC07858

DSC08228

DSC08214

Ludzi w Mui Ne można podzielić na trzy kategorie. Są turyści zarówno Ci niskobudżetowi jak i Ci z najwyższych sfer. Druga grupa to Wietnamczycy a trzecia to miejscowi-zagraniczni ludzie, którzy tu mieszkają, prowadzą biznesy, uczą Kitesurfingu, są DJ-ami lub poprostu robią duże nic ;). Ta grupa jest bardzo ciekawa. Mam wrażenie, że większość tych ludzi uciekło z poprzedniego życia. Często są po rozwodach, mają dzieci gdzieś w ojczyznach, a tu zaczęli nowe życie (często też nowe wietnamskie żony 😉 ). Grupy te słabo integrują się że sobą. Wietnamczycy trzymają się razem. Społeczność ludzi zagranicznych również. A turyści wiadomo, są tylko na chwilę.

DSC07871

Mui Ne to niewielka miejscowość i praktycznie wszyscy lokalni-zagraniczni się tu znają. Spędziłem tu dwa miesiące i trochę czuję się już częścią tego społeczeństwa. A są to ludzie bardzo ciekawi, z różnych stron świata, z mnóstwem historii i bagażem przeszłości. Jest tu też mała polska komuna, składająca się głównie z instruktorów Kitesurfingu. Pół roku uczą na Helu, pół roku w Wietnamie albo w ogóle dookoła świata, gdzie tylko wiatr jest odpowiedni.

Ta miejscowość ma coś w sobie, jakąś dobrą energię i przyciąga tu ludzi. Sporo osób przyjechało tu kiedyś na wakacje i zostali na wiele lat. Sam również czuję, że jeszcze tu wrócę. Może nawet pomieszkam przez jakiś czas. (Mamo, spokojnie, kiedyś w końcu wrócę do domu 😛 ).

Można prowadzić tu lekkie życie. Wietnam jest tani, nie trzeba się przepracowywać. Spokój, morze, słońce, imprezy.  W szkole Kitesurfingu jest piękny napis, który oddaje życie tutaj: „Słaby dzień na plaży jest lepszy od dobrego dnia w biurze” 😉

Tak jak wspominałem zostałem tutaj jeszcze tydzień, żeby nauczyć się Kitesurfingu. Sport wygląda na niesamowitą zabawę, sporo czasu spędziłem z instruktorami z Polski i stwierdziłem, że chcę spróbować! Niestety jednocześnie jest to jeden z najdroższych sportów. Aby cokolwiek załapać i być w stanie samemu pływać potrzeba ok 6-10 godzin nauki. A taki kursik to koszt 500 dolarów… czyli dwa miesiące mojego podróżowania. Ale oczywiście zawsze jest jakieś wyjście. Poznałem Svena, który jest instruktorem w Niemczech, a tutaj przyjechał na pół roku po prostu popływać i on zaproponował, że będzie uczył mnie za darmo. Musiałem tylko wypożyczyć sprzęt, co też nie było proste bo to droga sprawa i łatwo można uszkodzić. Ale jak już wspominałem Mui Ne jest małe i wszyscy się znają i znajoma właścicielka szkoły Kitesurfingu zgodziła się (w drodze wyjątku;) ), abym wynajmował sprzęt w jej szkole i tam też odbywał lekcje.

W momencie gdy to piszę jestem po 4h pływania. Niestety pogoda płata figle, pada, albo wieje że złej strony, co jest dziwne jak na tą porę roku i nauka idzie powoli. Ale podobno jestem zdolnym uczniem :D. Łapię bakcyla, sport wydaje mi się niesamowity i sprawia dużą frajdę! Kto wie, może zostanę kiedyś instruktorem kitesurfingu? 😉

DSC08242

DSC08244

DSC08245

DSC08249

DSC08255

DSC08257

DSC08259

DSC08261

DSC08262

DSC08263

DSC08260

2 Comment

  1. Szurka says: Odpowiedz

    Znowu..przeczytalam wszystko 🙂 powodzenia w dalszym podróżowaniu.

    1. Grzegorz Burda says: Odpowiedz

      Dzieki dzieki! Bede pisal w miare na biezaco!

Dodaj komentarz