Czas powrócić do opowieści o mojej karierze. Będzie trochę mniej optymistycznie w tym poście, więc osłodzimy go ładnymi zdjęciami z Nowej Zelandii 😉
Mamy początek sierpnia. Matt nie wrócił ze swoich wakacji, ale jednocześnie pracuje zdalnie. Próbujemy wyciągnąć od firmy jakąś wizję urządzenia, żeby wiedzieć w którą stronę mają nasze prace zmierzać, ale nikt w firmie nie chce dać nam konkretnych odpowiedzi. Jednocześnie nie chcą również wydawać więcej pieniędzy, tak więc tkwimy trochę w zawieszeniu czekając nie wiadomo na co. 🙂
Gdzieś w tym okresie przyszedł do mnie mój przełożony i zapytał czy chciałbym pracować dla tej firmy dłużej, długoterminowo. Powiedziałem, że biorę to pod uwagę, ale potrzebuję jakiejś konkretnej oferty i wizji. Obiecano mi, że wrócą z detalami. Następnego dnia o to samo zapytał Floris – prezes firmy. Powtórzyłem swoją odpowiedź i przez następne kilka tygodni nikt więcej o tym nie wspomniał :D.
W połowie sierpnia sprawy nabrały jednak rozpędu. Do firmy przyszedł na spotkanie dyrektor techniczny Zespri. Ale teraz chwilowa pauza bo należy Wam się wyjaśnienie co to Zespri.
Ogólnie kiwi = Zespri. Jest to wielki monopolista, który steruje całym rynkiem kiwi na świecie. Jak pójdziecie do supermarketu, to na każdym kiwi jest logo Zespri. Zespri wydaje licencje na uprawianie kiwi, Zespri kontroluje cały popyt i podaż. Nie da się sprzedać kiwi poza Zespri (no chyba że kilogram sąsiadowi). Zespri więc jest głównym klientem firmy, w której pracowałem i zapewnia 80% przychodów. Zespri ustala także standardy w jaki sposób testuje się owoce. Jeśli chcieliśmy wprowadzić nowe urządzenie do mierzenia twardości kiwi – musiało być zaaprobowane przez Zespri.
Tak więc ważna osoba z Zespri przyszła do firmy. Pokazano mu urządzenie, nad którym pracowałem. Człowiek ten był zafascynowany! Stwierdził, że bardzo chcą to urządzenie. Wymagało jednak sporo testów. Uznano, że najlepiej byłoby wysłać to urządzenie do Włoch, gdzie również uprawia się kiwi i gdzie sezon właśnie się zaczynał. Pozwoliłoby to na przetestowanie urządzenia na wielu tysiącach owoców.
I wtedy zaczął się szał. Nagle kurek pieniędzy został odkręcony. Mogłem dokonać zakupów na 50 tys. zł, żeby stworzyć trzy gotowe urządzenia. Była wielka presja. Taka niezdrowa presja, co bardzo nas irytowało z Mattem. Przez poprzednie 3 miesiące był problem, żeby wydać 100 dolarów, nikt nie umiał się określić i podjąć decyzji. I nagle chcą, żeby urządzenie było gotowe w dwa tygodnie, co oczywiście było niemożliwe. I tak jak do tej pory tutaj też kulała komunikacja. Wszyscy planowali kiedy wyślą to urządzenie, ale nikt właściwie nie pytał jedynej osoby, która nad nim pracowała (mnie) kiedy będzie gotowe. Sam z własnej woli wysyłałem im rozpiskę co jest do zrobienia, i że termin o którym wszyscy mówią jest nierealny, gdyż zamówione części nawet nie zdążą dotrzeć. Było to kompletnie ignorowane i wszyscy dalej mówili o nierealnych terminach…
Ponieważ nikt nie wrócił do mnie z ofertą pracy uznałem, że to jest dobry moment, żeby pokazać im moją ofertę. Rozmawiałem więc po kolei z moim managerem, prezesem i jeszcze jednym menadżerem mówiąc im, że jestem gotów pracować dla nich tak długo jak chcą. Może to być kilka miesięcy, może rok, dwa lata. Przypomniałem, że obecna forma zatrudnienia wygasa za półtorej miesiąca. Zaoferowałem, że albo mogą mnie zatrudnić przez kolejną firmę, albo możemy starać się o wizę pracowniczą dla mnie, albo mogę nawet otworzyć firmę w Polsce (da się online) i wystawiać im faktury. Jednak chcę być opłacany zgodnie z wykonywaną pracą. Wskazałem kwotę 50 NZD na godzinę (do tej pory dostawałem 25 NZD, Matt miał 42 NZD). Wszyscy obiecali, że muszą o tym porozmawiać i wrócą do mnie. I tak jak w poprzednich sytuacjach nikt nigdy więcej nie wspomniał o temacie. Przypominałem się dosłownie dwa lub trzy razy w tygodniu. Słyszałem zawsze, że tak tak, będą się tym zajmować.
I tak minęło półtorej miesiąca. Nikt nigdy nie porozmawiał ze mną o mojej nowej umowie. Nikt nawet nie przystąpił do negocjacji stawki. Nikt nie zastanowił się w jaki sposób mnie zatrudnią po upływie tego okresu. Przypomniam, że zgodnie z zasadami mojej wizy mogłem pracować tylko 3 miesiące dla jednej firmy. Pracowałem 3 miesiące bezpośrednio dla tej firmy. Potem drugie 3 miesiące pośrednio przez inną firmę. I ta umowa wygasała w drugiej połowie września.
Nadszedł tydzień, w którym moja umowa miała wygasnąć. Napisałem więc maila (żeby mieć to na papierze), że moja umowa wygasa. Jeśli do poniedziałku nie rozwiążemy tego problemu to rozumiem, że firma nie jest zainteresowana moją dalszą pracą, gdyż przychodząc do pracy złamałbym prawo. Zgadnijcie jaki był odzew… żaden. 🙂
Całą tą sytuacją byłem na prawdę mocno zmęczony i zestresowany. Taki chroniczny stres spowodowany ciągłym oczekiwaniem na odpowiedź i proszeniem się. Przypomnijcie sobie moment gdy czekaliście na coś ważnego, np. wyniki badań, czy egzaminu itp. Ja tak miałem przez ostatnie dwa miesiące. Dodatkowo ten brak komunikacji np. w sprawie terminu wysłania urządzeń i totalne ignorowanie mnie tylko pogłębiało moje zmęczenie i stres. Przychodziłem do pracy z wielką niechęcią i przymusem. I było to do tego stopnia że objawiało się fizycznie… chronicznie przyspieszone tętno, trzęsące się ręce (z czego zdałem sobie sprawy, gdy nie byłem w stanie czegoś przylutować :D) itp. Nigdy wcześniej tak się nie czułem.
Dodatkowo nie była to tylko sytuacja ze mną. Dużo osób było postawionych w bardzo podobnych stresujących sytuacjach. Była to standardowa praktyka w tej firmie.
W tej sytuacji pracowałem do piątku zgodnie ze starą umową jakby nigdy nic. A w poniedziałek nie pojawiłem się w pracy. Wysłałem wszystkim pożegnalną wiadomość, że miło się pracowało, ale złamałbym prawo przychodząc do pracy. I że skoro firma nie zrobiła nic w tej sprawie to rozumiem, że nie są zainteresowani dalszą współpracą.
Żałuję, że nie mogłem być wtedy w biurze i obserwować reakcji :D. Wywołało to niesamowity chaos. Urządzenie było prawie gotowe (zostały jakieś 2 tygodnie pracy, może 3). Nikt poza mną nie miał wiedzy na jakim etapie jest i jak je dokończyć. Ponadto firma pochwaliła się chyba każdemu komu się dało, że mają takie urządzenie i niedługo wysyłają je na ostateczne testy do Włoch. Cała firma tym żyła. I z perspektywy firmy byłem naprawdę cennym pracownikiem. Dlaczego więc nikt nie komunikował się ze mną?
Oczywiście próbowano mnie nakłonić, żebym wrócił. Jednak ja już podjąłem swoją decyzję. Chciałem jednak zachować się w miarę profesjonalnie, spotkałem się więc z menadżerami i powiedziałem im jak wyglądała sytuacja z mojej perspektywy. Niewiele chyba zrozumieli. Nakłaniano mnie żebym wrócił. Zaoferowano mi nawet …. uwaga… 250 tys zł za dokończenie tego urządzenia. Nie zgodziłem sie.
Zgodziłem się za to pojawić się jednego dnia w firmie, aby przekazać informacje nt. urządzenia innym, którzy będą je kończyć. Poprosiłem aby zorganizowano je to do końca tygodnia (był wtorek), bo chciałem zamknąć ten temat. Czy będziecie zdziwieni jeśli powiem Wam, że nikt nic nie zrobił w tej sprawie? Dopiero Matt w kolejnym tygodniu zorganizował spotkanie.
Jeszcze w ramach ciekawostki. Spotkanie zaczęło się od straszenia mnie urzędem migracyjnym :). Natomiast ciekawe wersje wydarzeń opowiadano pracownikom. Moja ulubiona jest taka, że szantażowałem firmę żądając dużych pieniędzy i dlatego nigdy ze mną nie rozmawiali 🙂
Tak właśnie zakończyła się moja wątpliwa kariera w świecie kiwi. Następne dwa tygodnie spędziłem dalej w Katikati. Miałem tutaj siłownię i prysznic, miałem bibliotekę, w której mogłem siedzieć i nadrobić posty na bloga (pół roku zaległości). Dodatkowo rozchorowałem się (mocne przeziębienie, myślę, że mój organizm odreagowywał stres). Po dwóch tygodniach jednak ruszyłem w podróż dookoła Nowej Zelandii. Czas na zwiedzanie. Ale o tym za jakiś czas 😉 W międzyczasie będzie jeszcze jeden post o moich wycieczkach w czasie pracy w Katikati.
Widoki piękne.
Nie do wiary, że takie firmy funkcjonują….
Cześć Gosiu,
Przez 4 miesiące jak pracowałem dla R&D z firmy odeszły 4 osoby z około 30-osobowego zespołu w biurze. Ja byłem piąty, po mnie zwolniła się jeszcze jedna osoba i 2 kolejne mają już pewne nowe prace :). Więc 8 osób z 30, w ciągu pół roku…
Na blogu opisałem tylko zdarzenia dotyczące mnie. Natomiast powyższe liczby mówią same za siebie.
Pozdrawiam 😉
z tego posta wynika ze nie przyjalez 250 tys zl za 2-3 tyg pracy? Serio?!
Wojtek,
Czekałem na taki komentarz 😀
Odpowiedź brzmi: nie do końca.
Te duże pieniądze zaoferowano mi na zasadzie mamy mówiącej do dziecka: „Szkoda, że byłeś niegrzeczny, bo chciałam Ci kupić batonik”…
Podejrzewam, że nawet gdybym się zgodził, to nie zapłaciliby mi tych pieniędzy. Rozpoczęłyby się dopiero negocjacje itd. A najprawdopodobniej chcieliby, żebym wrócił do pracy od razu, a oni nigdy więcej by o tych pieniądzach nie wspomnieli 🙂