Perth jest stolicą Australii Zachodniej. Jest to najbardziej osamotniona stolica na świecie – najbliższe duże miasto – Adelaide znajduje się 3000 km w linii prostej na wschód. Miasto liczy 2 mln mieszkańców, położone jest w dorzeczu Rzeki Łabędziej, nad brzegiem Oceanu Indyjskiego.
Piękne nieśpieszne miasto, zadbane i ładnie zaplanowane przypadło mi do gustu. Dlaczego jednak nazwałem je rajem na Ziemi? Bo tak stwierdził pewien komputer :).
W ciągu 3 miesięcy, w ramach specjalnego projektu „Paradise Found”, system komputerowy zebrał i przeanalizował ogromne ilości danych pochodzących m.in. z rankingów najatrakcyjniejszych miast, archiwów UNESCO i Światowej Organizacji Handlu i różnych danych gospodarczych i ekonomicznych. Porównał opinie i oceny internatów z wyszukiwarek internetowych i portali społecznościowych.
Wyniku już zapewne się domyślacie. Najlepszym miejscem do życia jest miasto Perth ;). Średnia temperatura wynosi tam 19 stopni Celsjusza, a 320 dni w roku jest słonecznych. Na jednego mieszkańca przypada przestrzeń zieleni równa około 5 kortów tenisowych. Miasta posiada liczne plaże, miejsca surfingowe, sporo tras rowerowych itp. W ciągu roku dobywa się 450 różnych festiwali i imprez. W centrum miasta jest bezpłatna komunikacja miejsca. Perth ma największy na świecie odsetek milionerów na jednego mieszkańca. Jest też królestwem start-upów. Nowy biznes rozkręca 1 na 5000 mieszkańców. Brzmi dobrze co?
Moje odczucia też są bardzo pozytywne. Niestety straciłem wszystkie zdjęcia więc nie mogę zbytnio pokazać miasta, ale jest to jedno z tych miejsc gdzie spokojnie mógłbym pomieszkać przez dłuższy czas :).
Pamiętacie moją przygodę na jachcie, gdzie pomagałem Ianowi z elektryką? W Perth mieszkają jego rodzice, którzy zaprosili mnie do siebie. Uznali, że ktoś, kto pomaga ich synowi jest przyjacielem rodziny i przez trzy dni mojego pobytu w Perth czułem się prawie jak król :). Oprócz noclegu byłem wspaniale karmiony, dostałem rower do zwiedzania miasta, a nawet pływaliśmy jachtem po rzece :).
Bawiłem się wybornie. Dodatkowo kupiłem też w supermarkecie (!) steki z kangura, które przyrządzili mi moi gospodarze :). Kangur ma bardzo wyrazisty smak i zapach, niepodobny do innych mięs. Całkiem smaczne jedzenie 🙂
Rodzice Iana są muzykami. Oboje grają w orkiestrach symfonicznych – mama gra na waltorni a tata na kontrabasie. Dodatkowo ojciec Iana – Andrew Tait jest jednym z najbardziej cenionych na świecie konstruktorem instrumentów smyczkowych (głównie kontrabasów). Z ciekawostek Andrew dostał propozycję przeprowadzki do Rzymu na kilka lat. Jest tam wielka kolekcja barokowych instrumentów (ok. 3000 sztuk). Władze Rzymu chcą powierzyć mu zadanie odrestaurowania tych zabytków. Miałem okazję zobaczyć mistrza przy pracy, dostałem także prywatny koncert na barokowym instrumencie viola de gamba – coś pomiędzy skrzypcami a wiolonczelą :).
Po trzech miesiącach pobytu w Australii przyszło mi opuścić kraj kangurów. Jest to jedno z miejsc w czasie mojej podroży, które będę najlepiej wspominał. Mnóstwo fantastycznych przygód, piękna przyroda, ogromna różnorodność, wspaniali ludzie :). Gdyby tylko było trochę bliżej Polski 😉