Bangkok i wodospady – pierwszy zachwyt Tajlandią

5 godzin w autobusie z Mui Ne do Sajgonu. Autobus sypialniany, ale rozmiarowo stricte pod Azjatów:). Potem godzina miejskim na lotnisko i dwie godziny lotu AirAsia. Tak oto znalazłem się w Bangkoku. Ponieważ przyleciałem o 23 postanowiłem noc spędzić na lotnisku zamiast pchać się w nieznane miasto. Następnego dnia dotatłem do swojego hostelu i spacerując po mieście oczekiwałem wieczoru.

DSC08276

Wieczorem bowiem do Bangkoku mieli przylecieć Paweł i Paulina. Paweł jedzie do Indonezji na kilka miesięcy i tylko ląduje w Tajlandii na kilka dni żeby się najeść dobrej tajskiej kuchni. Następnie rusza stopem dalej. Z kolei Paulina zawsze chciała zwiedzić Azję południowo-wschodnią i namówiłem ją aby do mnie dołaczyła. Tak więc na najbliższe trzy i pół miesiąca zyskałem kompankę! W planach mamy Tajlandię, Birmę, Laos, Wietnam i Kambodżę.

W Bangkoku spędziliśmy wszyscy razem cztety dni. Miasto bardzo różni się od poprzednich azjatyckich, które widziałem. Tutaj jest taka Azja soft. Jest europejsko, nowocześnie i brak azjatyckiego chaosu. Skuterów relatywnie niewiele, sporo drogich samochąodów, kultura na drodze, nikt nie trąbi itp. Z drugiej strony czuć również klimat Azji. Jest uliczne pyszne jedzenie, są skutery, jest karaoke i wieczorne gimnastyki w parku. No i azjatyckie rysy twarzy. Jest to chyba najczęściej odwiedzane przez turystów miasto na świecie. Myślę, że dobre na pierwszy haust Azji. Mnie jakoś szczególnie nie ujęło, ale wierzę, że Paulinie podobało się bardziej :).

DSC08393

DSC08426

Kilka ciekawostek: miesiąc temu zmarł król Tajlandii, który rządził 70 lat. Ciagle w kraju jest żałoba, mnóstwo portretów króla w całym mieście, a codziennie mnóstwo tajów ubranych na czarno pojawia się pod pałacem aby uczestniczyć w uroczystościach żałobnych. Król miał wielki szacunek i był traktowany trochę jak Bóg.

DSC08306

Po Bangku w prosty sposób poruszać się promem wodnym na rzece. Tani i szybki transport. Oczywiście jest również pełno osławionych tuktuków.

DSC08470

DSC08364

W Polsce w stawach w parkach pływają kaczki i łabędzie. W Tajlandii… warany 😉

DSC08330

W Bangkoku złożyliśmy paszporty w celu wyrobienia wizy birmańskiej i ruszyliśmy na kilkodniową pierwszą wyprawę. Wsiedliśmy w pociąg trzeciej klasy aby w kilka godzin pokonać drogę do Nam Tok. W połowie drogi znajduje się miasto Kanchanaburi, a w nim słynny most na rzece Kwai, o którym nakręcono film o tym samym tytuule. Cała trasa, którą pokonywaliśmy pociągiem nazywana jest Koleją Śmierci. Budowana była w czasie drugiej wojny światowej przez alianckich jeńców wojennych oraz azjatyckich pracowników pod nadzorem Japończyków.  Japonia potrzebowała alternatywnej drogi dostaw dla swojego wojska walczącego na granicy Birmy i Indii, stąd pomysł wybudowania kolei przez dżunglę. Trasę budowano 15 miesięcy. W tym czasie zginęło ponad 120 tysięcy osób z powodu chorób tropikalnych czy wycieńczenia.

DSC08729

Wszyscy turyści wysiedli w Kanchanaburii, my na przekór pojechaliśmy dalej do Nam Tok. I to był strzał w dziesiątkę! Krajobraz za oknem zmienił się ze zwykłego wiejskiego na malowniczą dżunglę.  Pusty pociąg spalinowy z drewnianymi wagonami, bez szyb w oknach i księżyc na niebie stwarzały klimat jak z filmów. Był też dreszczyk emocji, gdy przejeżdżaliśmy przez zruinowane mosty kolejowe… nie mam pojęcia jakim cudem to się trzymało 🙂

DSC08661

DSC08626

DSC08637

 

Nam Tok leży w Parku Narodowym, a jego główna atrakcja to całkiem ładny wodospad, pod którym rozbiliśmy namiot na noc. Wzięliśmy wodospadowy prysznic i poszliśmy spać.  Rano, obudzeni przez turystów i obsługę ;p pospacerowaliśmy do źródła wodospadu i po obiadku zaczęliśmy testować jak działa autostop w Tajlandii.

DSC08679

DSC08682

Działa całkiem znośnie! Zatrzymało się… pierwsze auto. Na dwa stopy (oba na pace pickupów) dotarliśmy z powrotem do Kanchanaburii, zobaczyliśmy most tym razem z brzegu rzeki (poprzednio tylko przejeżdżaliśmy po nim pociągiem) i postopowaliśmy do Parku Erewan zobaczyć inne, podobno niesamowicie piękne wodospady.

DSC08736

Stop znowu nie stanowił zbytniego problemu. Jednak ostatni kierowca zaoferował, że zamiast spać pod Parkiem Narodowym on zabierze nas w inne miejsce. Teraz opowiada się to szybko, ale próba dogadania się z Azjatami nieznającymi angielskiego to dosyć skomplikowana sprawa i nigdy nie ma się pewności czy zrozumiało się poprawnie (właściwie szanse są niewielkie :D). Tak więc idealnie na zachód słońca zajechaliśmy na prywatny brzeg pięknego jeziora, gdzie mieliśmy rozbić namiot. Kierowca obiecał, że przyjedzie rano i zabierze nas do parku z wodospadami.

Miejsce było cudowne, kąpiel w jeziorze, ognisko, piękny zachód słońca, odgłosy dzikich zwierząt i mnóstwo komarów 😉

DSC08756

DSC08761

DSC08771

Rano rzeczywiście zjawił się kierowca, trochę zawcześnie ;p. Ja kąpałem się w jeziorze, a Paulina praktykowała poranno rozciąganie. Znaczy… kierowca zjawił się o dobrej porze, tylko chyba się nie zrozumieliśmy :D. Byliśmy bardzo wdzięczni, że po nas wrócił, bo miejsce w którym nocowaliśmy było daleko od jakiejś cywilizacji czy asfaltu. Droga do Erewan była długa, bo obsiana różnymi przystankami. Najpierw pojechaliśmy podziwiać dwa hoteliki na wodzie, których właścicielem był nasz kierowca. Można zadzwonić i wynająć łódkę-dom z kilkoma pokojami i barem i popłynąć gdzieś nad jezioro. Podziwialiśmy również jezioro z różnych stron. Następnie wstąpiliśmy na krótką modlitwę do kaplicy w jaskini. Potem pojechaliśmy doglądnąć drzewek owocowych w jego sadzie i domowej wypalarni węgla drzewnego. Szybki stop w domu jego matki i gwóźdź programu – zwiedzanie stanowiska geologicznego z różnymi skamieniałościami. Jak widać mieliśmy napięty grafik tego poranka ;).

DSC08782

DSC08803

DSC08817

W końcu dotarliśmy do Parku, zjedliśmy śniadanio-lunch i poszliśmy zwiedzać wodospady. Było ich siedem i wszystkie śliczne, położone w dżungli, piękna natura, ale to oceńcie po zdjęciach. Co istotne, cały park był zrobiony z bardzo niewielką ingerencją człowieka i pozostał bardzo naturalny. Dla mnie była to niesamowocie miła odmiana po zabetonowanych Chinach. W wodospadach można się było kąpać choć woda dosyć zimna była. Co ciekawe wystarczyło zamoczyć stopy, a podpływało stado rybek w stylu glonojadów i przyssawało się do skóry strasznie łaskocząc. Bawiliśmy się i śmialiśmy jak dzieci :D. Z innych ciekawostek, na drogach w parku widnieją znaki ostrzegawcze: Uwaga kobry. Niestety żadnej nie widzieliśmy. Klimat parku i wodospadów niezapomniany. Piękna natura, dżungla, woda.

DSC08843

DSC08847

DSC08850

 

DSC08873

DSC08879

DSC08940

DSC08996

Noc spędziliśmy na polu namiotowym w parku, a następnego dnia z samego rana popędziliśmy kombinacją komunikacji publicznej i stopa do Bangkoku, aby odebrać wizy.

5 Comment

  1. Monika says: Odpowiedz

    ‚Bawiliśmy się i śmialiśmy jak dzieci’… pls, wszyscy wiemy, że dzieci nie mają z wami szans 😀

    1. Grzegorz Burda says: Odpowiedz

      Hahaha! Dzieks!

  2. kremowka says: Odpowiedz

    Grzesiu, zdjecia bardzo piekne. I podroz zapewne bardzo ciekawa. Sledze co piszesz – i wiesz co?

    Chetnie bym poczytala wiecej o tym co widzisz, o ludziach spotkanych po drodze, myslach ktore towarzysza podrozy i odkrywaniu, bo kazda podroz jest w swojej istocie podroza wglab siebie. Mialabym ochote na mniej kronikarstwa (czym jechalem, gdzie spalem, jaki byl krajobraz). Piszesz: „Klimat parku niezapomniany”. Grzesiu, niezapomniany to moze byc smak babcinych nalesnikow z konfiturami. To kazdy z nas zna i tlumaczyc nie trzeba. Co w tym parku bylo takiego urzekajacego? Jakie byly miejsca, co wprawialo w zachwyt, z czym sie kojarzyly, gdzie wczesniej sie tak czules?

    Snuj historie, maluj widziane sceny, filtruj je przez emocje i nastroje. W tej chwili odwiedzane miejsca w Twojej podrozy brzmia jak dekoracje. Daj im zagrac pierwsze skrzypce. Daj sobie zostac bohaterem tej historii, a nie tylko punktem na mapie.

    Sciskam Cie i bardzo zazdroszcze zimy w Azji :).

    1. Grzegorz Burda says: Odpowiedz

      Olus!

      Na wstepie dzieki za konstruktywny komentarz 🙂

      Wiem, ze moje posty sa raczej suche i malo ekspresyjne, nie jestes jedyna osoba, ktora to zauwaza 🙂

      Pamietaj jednak, ze jestem umyslem scislym a najdluzsza moja wypowiedz pisemna to wypracowanie na 4 strony w liceum ;p Niestety nie umiem poetycko sie wypowiadac ani opisywac emocji czy stanow psychicznych.

      Jednak wiem o co Ci chodzi. Pokombinuje, przy nastepnych postach i bede mial w pamieci Twoj komentarz. Bede tez oczekiwal informacji zwrotnej 😉

      Tymczasem pozdro z Mae Hong Son na polnocy Tajlandii

      Pozdro!

      1. Kremowka says: Odpowiedz

        Grzesiu, szanuje wywazona odpowiedz :).

        Nie musi byc w tym pisaniu poezji, jesli Ty jej nie czujesz. Wazne, zebys w tych postach byl Ty, a czy to bedzie szukanie guza, czy pogon za slawa, czy kronika wydatkow i wplywow, czy blakanie sie w nieznanej rzeczywistosci, to juz naprawde wszystko jedno. Bede czytac i sledzic jak sledze, a za Twoja forme pisarska trzymam kciuki.

        Czytam czasami bloga pary w wieku naszych rodzicow, ktora mieszka w Tajlandii, nawet kiedys pisalam z nimj maile :). Mozesz sobie sprawdzic: http://rajscy.blogspot.com – wiem, ze od kilku lat nie wracaja do Polski. Mozesz sprobowac sie do nich odezwac :). Pewnie opowiedza Ci co warto, czego nie warto i wespra dobra rada jak bedzie trzeba.

        Pieknych swiat!

Dodaj komentarz