Stare chińskie przysłowie mówi: jak kraść to miliony, jak kochać to księżniczki, jak witać Nowy Rok to w Sydney. ;]
O co się rozchodzi? O 20 mln zł, 8 ton fajerwerków i pokaz trwający 12 minut. Jest to jeden z największych i najbardziej efektownych pokazów pirotechnicznych na świecie, z pięknym mostem Harbour Bridge i Operą w tle. Nie mogło mnie tam zabraknąć :]
Mój ostatni kierowca w drodze do Sydney (30.12) zaoferował, że mnie podwiezie do centrum. Popatrzyłem na mapę i zastanawiałem się, skąd byłby dobry widok na fajerwerki następnego dnia. Wybrałem park Blues Point po północnej stronie kanału w Sydney i postanowiłem jechać tam, sprawdzić jak to wygląda i rozbić namiot. Liczyłem, że nikt nie będzie miał nic przeciwko, gdzieś grzecznie ułożę się w kącie parku i nikomu nie będę przeszkadzał. Następnego dnia pozwiedzam sobie miasto, a wieczorem wrócę najprawdopodobniej do tego samego parku, aby oglądać fajerwerki.
Plan był iście idealny. Tak idealny, że gdy dotarłem 30.12 na moje upatrzone miejsce zobaczyłem taki widok:
Wychodzi na to, że nie tylko ja wpadłem na taki pomysł :). Mimo wszystko kładłem się spać z rewelacyjnym widokiem.
Następnego dnia zrozumiałem, że miejsce, które wybrałem na spokojną obserwację fajerwerków jest jednym z głównych punktów i spodziewanych jest tam 10 tys. ludzi :D. No i tłum zaczął się powiększać.
Nie wspomniałem wcześniej, ale na południu Australii klimat jest zupełnie inny niż na północy. Temperatura w okolicach 25 stopni sprawia, że było właściwie trochę zimno ;). W porównaniu z Darwin czy Alice Springs to był duży przeskok.
Tak czy inaczej siedziałem sobie cały dzień i czekałem na wielkie fajerwerki. Ludzi cały czas przybywało, bałem się iść do miasta z myślą, że już potem tam nie wejdę.
Z każdą godziną było nas więcej Policja poprosiła o zwinięcie namiotów. Tłum robił się coraz gęstszy. Czułem się jakbym oczekiwał na papieża czy coś w ten deseń 🙂
Na miejscu poznałem Polaka – Mirka, który przyjechał na urlop. I tak razem sobie czekaliśmy cały dzień. Licząc tylko, że pogoda będzie w porządku 🙂
Wreszcie wieczorem zaczęły się atrakcje. Najpierw pokaz akrobatyczny samolotu. Ale szczerze powiedziawszy był trochę daleko i niczego nie urwał :]
Potem o 21:00 odbył się pokaz fajerwerków dla dzieci – całkiem sprytny i ciekawy pomysł. Fajerwerki były super i zaostrzyły apetyt!
Aż wreszcie o północy odbyło się wielkie odliczanie i huknęło 8 ton pirotechniki. Pokaz był tak imponujący, że aż nie wiem jak go opisać. Zdjęcia mimo, że jestem z nich dumny oczywiście nie oddają w pełni tego co się działo. Te 12 minut warte były czekania!
Obawiam się, że żadne fajerwerki, już nigdy w życiu nie zrobią na mnie wrażenia 😉
Koło pierwszej w nocy wszyscy się rozeszli, a my z Mirkiem zostaliśmy w namiotach na noc. Z myślą, że następnego dnia jedziemy razem w góry.
Rano oczywiście otaczał nas obraz po bitwie, choć i tak mogło być gorzej 😉
Jeszcze kilka luźnych myśli. Fajerwerki były naprawdę zapierające dech w piersiach. Brakło jednak jakiejś rozrywki wcześniej. W Polsce cały wieczór są koncerty, a pokaz sztucznych ogni wisienką na torcie. Przydałaby się jakaś scena na wodzie, czy chociażby telebim z czymkolwiek. Siedzieliśmy cały dzień na trawie i zbijaliśmy bąki.
Za to coś innego wywołało na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie – australijska policja. Jakiś chińczyk latając dronem rozciął namiot niemieckim turystkom. Policja pojawiła się natychmiast (było ich pełno wkoło). Problem rozwiązano w 5 minut. Jeśli chińczyk odda dziewczynom pieniądze za namiot, policja nie będzie się wtrącać. Jeśli nie odda, dziewczyny dostały wizytówkę policjantów, mają zadzwonić i rozpocznie się postępowanie. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że w Polsce chińczyk dostałby mandat, a dziewczyny o pieniądze za namiot musiałyby się ubiegać w sądzie. Jest różnica, nie?
Poza tym po fajerwerkach policja wyganiała wszystkich z parku. Podszedłem i powiedziałem, że właściwie liczyliśmy, że możemy tu spędzić noc. Zapytano nas czy mamy jakiś hotel. Nie mieliśmy oczywiście. „Aha, no to możecie zostać jedną noc”. Tak po prostu. Da się? Da się! 🙂