Jak wygląda podróż w vanie? Przede wszystkim to wolność! Zawsze uważałem, że autostop daje wolność, co jest też prawdą. Podróż własnym samochodem daje jednak tej wolności trochę więcej 🙂 Mogę jechać tam gdzie chcę, a nie tam gdzie chce mój kierowca ;). Gdyby nie własny samochód nie zwiedziłbym nawet 1/10 tego co zobaczyłem, gdyż w większości tych miejsc ruch jest zerowy lub niemal zerowy i spędziłbym dnie całe na próbie dotarcia do celu. Poza tym van podniósł mocno standard mojego podróżowania. Śpię na łóżku ;), nie muszę pakować plecaka i składać namiotu codziennie a ponadto gotuję sobie ciepły posiłek każdego dnia w swojej super luksusowej kuchni! Oczywiście ten sposób podróżowania jest dużo droższy od darmowego autostopu, jednak coś za coś ;).
Tak więc przemieszczałem się dalej. Tym razem, po zobaczeniu północy wyspy udałem się do Kaikoury – miasta na wschodnim wybrzeżu. Słynie ono z możliwości oglądania wielorybów. Taka wyprawa jednak trochę kosztuje, a do tego sezon jeszcze nie rozpoczął się na dobre, więc nie skorzystałem z tej okazji. Odbyłem za to bardzo przyjemny spacer bo lokalnym cypelku, który upodobały sobie foki.
Sama Kaikoura jest małym spokojnym miasteczkiem, w którym niewiele jest do roboty. Mają za to bardzo ładny widok na góry, które jeszcze pokryte były śniegiem – byłem tam 19-tego listopada, czyli taki polski maj (pamiętajmy, że pory roku są odwrotnie!)
Z Kaikoury pomknąłem 200km na południe do Christchurch. Musiałem się upewnić, że moja sprawa w sądzie (która miała się odbyć za 5 dni) została przeniesiona. Okazało się, że moje podanie gdzieś się zawieruszyło :), ale złożyłem jeszcze jedno i mogłem stawić się w sądzie właśnie w Christchurch (zamiast wracać na północną wyspę!). Jednak nowy sąd oznacza nowy termin i data mojej rozprawy została wyznaczona na połowę grudnia. Trochę byłem rozczarowany, gdyż chciałem zakończyć ten temat, ale jak się okazało później miałem więcej szczęścia niż wiedzy ;).
W Christchurch byłem tylko na moment, a następnie wróciłem się trochę na północ do Hamner Springs. Jest to takie Zakopane dla mieszkańców Christchurch tylko, że nowozelandzkich rozmiarów. Tak więc znalazłem się w małym malowniczym miasteczku, z domami utrzymanymi w drewnianym stylu (nowoczesny styl, nie ma tego zakopiańskiego klimatu), otoczonym przyjemnymi górkami i lasami. Zrobiłem sobie mały spacer na pobliskie wzgórze i po lesie otaczającym miasteczko. W lesie zostały wytyczone ścieżki, można także spotkać drewniane rzeźby – sposób na promocję lokalnych artystów i uatrakcyjnienia spaceru ;). To właśnie lubię w Nowej Zelandii… dużo bardzo pięknych drobnych inicjatyw.
Hamner Spring jest słynne ze swoich basenów geotermalnych. No dobra, w takim razie to bardziej Białka Tatrzańska niż Zakopane. Baseny termalne – jest ich kilkanaście oferują relaks w wodach o różnej temperaturze, z różnymi minerałami. Wsiąkłem tam na dobre kilka godzin. Ciężko było się wydostać 🙂 Poniższe zdjęcia pochodzą z internetu. Zbyt byłem zajęty nasiąkaniem, aby zrobić własne 😉
Z Hamner Spring postanowiłem przedrzeć się na zachodnią część wyspy. Środkiem południowej wyspy przebiega pasmo górskie – Alpy Południowe. Sprawia to, że wschód i zachód wyspy są odseparowane i łączą je tylko właściwie 3 przełęcze, przez które można przejechać. Ta którą jechałem – Lewis Pass była dopiero na początku pasma, więc nie było jakoś super wysoko i van poradził sobie bez zająknięcia. Widoki za to były przepiękne!
Dalsza część drogi prowadziła przez małe, czasem zapomniane miasteczka nad brzegiem oceanu. Droga obfitowała w piękne punkty widokowe i krajobrazy, których nie powstydziłyby się pocztówki.
Mój pierwszy punkt programu na zachodnim wybrzeżu to Pancake Rocks. Jest to ciekawa formacja skał wapiennych nad brzegiem oceanu. Przez lata wiatr i woda powodowały erozję tych skał tworząc ciekawe rzeźby i wielkie studnie. To jednak co wyróżnia te skały spośród innych to niewyjaśniona dotąd(!) warstwowość. Skały te są zbudowane z warstw przypominając stos naleśników. I nie jest to spowodowane wietrzeniem skał, Taka sama struktura występuje wewnątrz nich również!
Poszedłem również na drobny trekking – Nowa Zelandia ma mnóstwo możliwości na piękne spacery czy trekkingi, od 20-minutowych dojść do jakiegoś wodospadu czy widoku po kilku-godzinne lub kilkudniowe trekkingi, niektóre nawet bardzo trudne. Ten należał do spokojnych spacerków po ładnym lesie 🙂
Natknąłem się również na drzewo kawakawa o liściach w kształcie serca. Jest to święte drzewo w kulturze maoryskiej, a jego liście, korzenie i owoce były używane w lokalnej medycynie.
Cudne widoki i te odpoczywające foki 🙂