Billabong to nazwa stawu, wokoł którego wybudowano centrum jogi: Billabong Retreat niedaleko Sydney. To miejsce oferuje kilkudniowe turnusy, w czasie których uczestnicy mają możliwość wzięcia udziału w zajęciach jogi, medytacji i różnych warsztatach np. ze zdrowego odżywiania, relaksacji, walki ze stresem czy sztuki uważności (w zależności od kursu). Na terenie ośrodka można również skorzystać z masaży lub sauny, a w lecie z basenu z wodą nasyconą minerałami. Jedzenie przygotowują profesjonali szefowie kuchni, specjalizujący się w zdrowym odżywianiu. Wszystko jest wegetariańskie, organiczne i ekologiczne. Nocleg jest oferowany głównie w prywatnym pokojach, w większości z własną łazienką, często wyposażoną w wannę i z wanną dodatkową na balkonie. Domki ulokowane są na skarpach (cały teren jest skalisty) nad brzegiem stawu.
Taki trzydniowy pobyt (2 noclegi) kosztuje zaledwie 1400 AUD od pary – czyli jakieś 3800zł 😉 (masaże i sauna płatne dodatkowo). Fajnie więc mieć to (prawie) wszystko w zamian za kilka godzin pracy dziennie!
W Billabong zamierzałem spędzić 3 tygodnie – na tyle było dla mnie miejsce. Jak to jednak ze mną bywa, zasiedziałem się tam trochę dłużej… Ale po kolei. Na terenie ośrodka jest zazwyczaj dwóch wolontariuszy. Byłem ja i Kerry – sympatyczna kobieta ok. 50 lat. Pracowaliśmy oboje 5 godzin dziennie z jednym dniem wolnym w tygodniu. Mieliśmy dosyć luźne grafiki, które układaliśmy pod siebie. Kerry nocowała w małym domku pracowniczym. Spali tam też szefowie kuchni, którzy pracowali po kilka dni w ośrodku. Ja mieszkałem w przyczepie kempingowej zaraz obok.
Jak wyglądał mój dzień? Wstawałem około 6 rano i dzień zaczynałem 5-cio minutowym spacerem brzegiem stawu do części wspólnej ośrodka. Tam rozpalałem w kominku i wraz z Kerry przygotowaliśmy jakieś drobne rzeczy na śniadanie: krojenie chleba, parzenie kawy… tego typu zadania. Następnie w ciągu dnia uczestniczyliśmy w zajęciach jogi, porządkowaliśmy przestrzeń wspólną, przygotowywaliśmy salę ćwiczeń do kolejny zajęć i pomagaliśmy w kuchni po posiłkach. Dzień kończyliśmy godzinną medytacją po kolacji. O 22:00 grzecznie leżałem już w łóżku 🙂
W wolnym czasie ciągle szukałem tego jedynego wymarzonego jachtu, który zabrałby mnie w siną dal :). Niestety nadal nie miałem zbyt dużych sukcesów w tym polu.
O co chodzi z tą jogą. Pierwsze skojarzenie to ćwiczenia na karimacie, jakieś takie nieludzkie pozycje, a ogólnie to kolejna moda.
Te pozycje zwane asanami to tylko czubek góry lodowej. Joga jest bowiem systemem filozoficznym, zajmującym się wszelkimi związkami między ciałem a umysłem. Początki jogi sięgają 2000 lat p.n.e. W wielkim uproszczeniu Jogini wierzą, że odpowiedni trening ciała (asany oraz post), dyscyplina duchowa (medytacja) i przestrzeganie zasad etycznych może prowadzić do rozpoznania natury rzeczywistości, czyli (znowu upraszczając) oświecenia.
W bardziej przyziemnej kwestii ćwiczenie jogi uspokaja, relaksuje, pomaga w walce ze stresem. Uczy cieszyć się chwilą i być obecnym tu i teraz. Rozwija ciało, poprawia wydolność, pomaga zapanować nad emocjami i stresem, odpręża i wspomaga leczenie. Ponadto dodaje sił witalnych i podwyższa poziom energii. Joga jest też procesem poznawania siebie, swojego ciała, swojego umysłu i swoich możliwości. Uznawana jest także przez szerokie grono lekarzy jako rodzaj uniwersalnej terapii na szeroką gamę problemów fizycznych i psychicznych. Ponadto nie powoduje kontuzji i urazów w przeciwieństwie do wielu dyscyplin sportowych oraz nie ma skutków ubocznych jak lekastwa.
Jak to działa? Jogini uważają, że ciało i umysł są ze sobą mocno powiązane i oddziałują na siebie. Nasz stan psychiczny i problemy emocjonalne znajdują odzwierciedlenie w ciele np. zaciśnięte pięści i napięte mięśnie gdy jesteśmy zdenerwowani, przyspieszone bicie serca gdy się stresujemy itp. Inny ciekawy przykład: wyobraź sobie, że masz w ręce piękną soczystą cytrynę i właśnie wkładasz ją do ust i gryziesz. Jak zareagowało twoje ciało? Czy wykrzywiła się twarz trochę? A przecież cytryna jest tylko w Twojej głowie ;). W związku z tym Joga podpowiada, że proces ten możemy odwrócić i pracując nad ciałem możemy wpływać na naszą psychikę. Rozluźniając ciało, rozluźniamy emocje.
Mam nadzieję, że wzbudziłem Twoją ciekawość. Zachęcam to poczytania czegoś więcej na własną rękę 🙂
Tymczasem trzy tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Bardzo mi się tam podobało, wciągnąłem się w jogę, jadłem super jedzenie, a wokół byli fantastyczni ludzie. Ponadto nie znalazłem jeszcze jachtu. Nie uśmiechało mi się więc opuszczać tego miejsca i kombinować co dalej, zwłaszcza że w okolicach Sydney było zimno! Opuszczająć Kuala Lumpur zostawiłem u znajomych większość zimowych rzeczy.. miałem w końcu być na tropikalnych Wyspach Salomona.. Więc kilkanaście stopni w ciągu dnia i nawet do 2 stopni w ciągu nocy zaskoczyły mnie jak zima w polsce sami wiecie kogo.
Pomyślałem więc, że spróbuję zostać w Centrum Jogi dłużej. Na moje miejsce miała pojawić się nowa wolontariuszka – Kelsey, więc teoretycznie nie było dla mnie miejsca do spania. Kerry już też opuściła ośrodek i na jej miejsce pojawiła się Cortney. Dwie osoby w zupełności wystarczały do pracy. Jednak wszyscy mnie tu polubili i manadżerka zdecydowała się zrobić dla mnie wyjątek! Ponieważ przyczepa kempingowa była zajęta wprowadziłem się do domku pracowniczego – wstawiłem łóżko w kącie salonu, tak abym nikomu nie zawadzał ;). Ponadto zaoferowałem, że skoro są dwie inne wolontariuszki, to mogę cały czas pracować z manadżerem posesji (u nas nazywałby się po prostu konserwator :P). Tak więc zostałem jeszcze kilka dotatkowych tygodni pracując tym razem głównie w ogrodzie, uczęszczając na zajęcia jogi a w wolnej chwili polując na jacht!.
A o tym co było dalej w następnym poście 😉
Hej !
Widzę że okolice Australii polubiły Ciebie i zostałeś na dłużej.
LSC zamieniło sie w Walstead, szefowie UR też.
W przyszłości gdzieś w kierunku ameryk ?
Pozdrawiam
Adam Cz.